Rolnik jest maklerem: musi ryzykować

W 2021 roku odbył się konkurs AGROLIGA w kategoriach ,,Rolnik” i ,,Firma” . Tytuł wicemistrzyni Małopolski w tej pierwszej kategorii zdobyła Halina Jagła, która prowadzi gospodarstwo roślinne w Czyżowie wspólnie z mężem Stanisławem i synem Januszem. Przed dziesięcioma laty rodzice przepisali synowi część gospodarstwa. O pracy rolnika rozmawiamy z 37-letnim JANUSZEM JAGŁĄ.

– Jak upłynęły Panu ostatnie dni lata?

Pod koniec sierpnia sialiśmy rzepak. U nas żniwa przebiegły w tym roku bardzo sprawnie, bo pogoda dopisała. Były o dwa, trzy tygodnie wcześniej niż zwykle, właśnie ze względu na pogodę. Tegoroczne upały zupełnie nam nie przeszkadzały, bo posiadamy nowszy sprzęt. U nas na gospodarstwie są ciężkie ziemie, które potrafią dobrze magazynować wodę, więc nie narzekaliśmy na brak opadów. Plony wprawdzie spadają, ale ceny mogą być przez to wyższe.

– Od jak dawna istnieje Państwa gospodarstwo w Czyżowie?

Początki sięgają czasów mojego dziadka – Józefa Jagły, który zaczął uprawiać tę ziemię. Pochodził ze wsi Brzezie, a babcia mieszkała w Czyżowie. Potem z dziadkiem pracował mój tata, a następnie to ja pomagałem ojcu w pracy na roli. Od dzieciństwa jestem związany z rolnictwem, które było kontynuowane z pokolenia na pokolenie. Natomiast sporo zawdzięczamy mamie – Halinie Jagła, która zajmuje się dbaniem o porządek w gospodarstwie i w ogrodzie. Na mamie spoczywa obowiązek przygotowywania dokumentów i przyrządzanie pysznych posiłków.

– Czym głównie się zajmujecie?

– Na 300 hektarach gruntów rolnych prowadzimy przede wszystkim produkcję towarową roślin takich jak rzepak. Od 3 lat trudnimy się także uprawą soi. Poza tym uprawiamy kukurydzę na ziarno i pszenicę konsumpcyjną. Dawniej na naszym polu był jeszcze jęczmień ze względu na produkcję zwierzęcą, której obecnie już zaniechaliśmy. Ta decyzja wynikała z niskiej opłacalności chowu trzody chlewnej, a dużego nakładu pracy. Z uprawianych przez nas roślin, to rzepak jest najbardziej wymagający, dlatego że trzeba często wyjeżdżać w pole, aby go doglądać i potrzebuje największego nawożenia.

– Która uprawa jest najbardziej opłacalna?

– Nie ma tu reguły, dlatego że rynki są bardzo chwiejne i wszystko zależy od tego, ile uda nam się sprzedać. Ceny potrafią zmienić się w ciągu dwóch dni nawet o 100 złotych, zatem jako rolnicy musimy być przygotowani do wielu niestabilności. Nasze gospodarstwo ma duże powierzchnie magazynowe i staramy się nie sprzedawać roślin prosto z pola, bo zazwyczaj – chociaż niekoniecznie – są wówczas najtańsze. Nie jesteśmy w stanie ,,wstrzelić się” w rynek i sprzedać w idealnej cenie. Stąd także sprzedaż odbywa się partiami po 200 ton, a nie pojedynczo. Jak sprzedajemy partię kukurydzy lub pszenicy, to staramy się utrzymywać tę wartość w 200-300 tonach. Sprzedajemy nasze rośliny do portów, paszarni, polskich zakładów zbożowych w Niepołomicach. Nasza kukurydza często kupowana jest do Czech na przerób, na bioetanol. Wielu jest kupców, ale wybieramy tych, którzy oferują wyższą cena.

– Co zwykli „zjadacze chleba” powinni wiedzieć o współczesnym rolnictwie?

– Zmieniło się ono diametralnie i wygląda nowocześniej niż ludzie myślą. Gospodarstwa stają się małymi przedsiębiorstwami. Dawniej rolnictwo było mniej towarowe, a skupione na własnym użytku. Teraz rolników jest mniej, mimo to muszą zaopatrzyć rynek w żywność. Nie oczekujemy wdzięczności, a więcej zrozumienia. Szczególnie tego, że gdy poruszamy się naszym sprzętem po drogach, nie chcemy nikogo denerwować, tylko dostać się do pola, do pracy, tak jak każdy.

– Gospodarowanie na tak wielkim areale to ogromne wyzwanie…

– Praca w polu jest teraz głównie mechaniczna, odeszliśmy od prac ręcznych. Korzystamy z maszyn z Europy Zachodniej, bo są jakościowo znacznie lepsze, ale też droższe od polskich. W naszym gospodarstwie mamy sprawdzony kombajn do zbiorów z firmy Claas, który użytkujemy już od 15 lat. Posiadamy także ciągniki z firmy Fendt, pochodzące z Niemiec.

– Ten rok był burzliwy nie tylko ze względu na pogodę, ale także protesty rolników… 

– Zwiększony napływ ukraińskich płodów rolnych na rynku doprowadził do spadku cen skupu polskich produktów. Ta sytuacja i wynikające z tego protesty rolników wpłynęły również na moje gospodarstwo. Moim zdaniem granice nie powinny były zostać otwarte bez żadnych ograniczeń. Towar, który napływał, nie był kontrolowany jakościowo ani ilościowo. Nie mamy wpływu na to, co dzieje się na rynkach. Np. ceny pszenicy bardzo się wahają i są rozbieżne i oscylują od 900 aż nawet do 2000 złotych.  Podobnie jest z cenami nawozów i środków produkcji, które są również niestabilne. Wynagrodzenie rolnika nie jest stałe i nigdy nie wiemy, ile uzyskamy dochodów za naszą pracę. Można powiedzieć, że rolnik jest takim maklerem – musi ryzykować. Polityka też bezpośrednio na nas oddziałuje. Zielony Ład jest nieakceptowalny dla rolników w obecnej formie. Mamy swoją własność, a nie możemy jej używać, tak jakbyśmy chcieli. Narzuca nam się, co i jak powinno być uprawiane. Rolników nie zaprasza się do rozmów i nie pyta, jakich regulacji oczekiwalibyśmy. Nam niczego nie trzeba dawać, tylko wystarczy nie zabierać, a rolnik już sam sobie da radę.

– A jak wygląda typowy dzień Pana pracy?

To zależy od pory roku. Gdy z wiosną przychodzi czas na siewy nawozu, to trzeba zacząć pracę nawet o 2 lub 3 w nocy, żeby wykorzystać przymrozek i nie pracować podczas odwilży, bo wtedy niszczy się tę ziemię i zabrudza drogi. Pracy nigdy nie brakuje, bo też musimy dbać o sprzęt, żeby wszystko było gotowe do użycia. Gdy są siewy, zbiory, to się pracuje nawet po 20 godzin dziennie. Jak suszymy kukurydzę – zdarza się 24 godziny na dobę. W zimie zajmujemy się konserwacją maszyn, bo pracujemy sami, a sprzęt musi pozostać w jak najlepszym stanie technicznym. Cały czas znajdujemy zajęcia jak np. czyszczenie soi, ale także przygotowujemy się do siewu na wiosenny sezon.  Gromadzimy nawozy, zajmujemy się obróbką towaru. Przygotowujemy zboże na sprzedaż, czyścimy je. W zimie nie goni nas czas, więc jest to moment na złapanie oddechu. Można gdzieś wyjechać i odpocząć, znaleźć czas na realizowanie swoich sportowych zainteresowań – pasjonuję się piłką nożną.

– Czy rolnik przechodzi kiedykolwiek na emeryturę?

– Rolnikiem się jest całe życie, a nie bywa. Tak naprawdę trudno porzucić rolnictwo i zapomnieć o tym stylu życia. Widzę, jak mój tata, pomimo przejścia na emeryturę, cały czas nam dopomaga i cieszy go to. Gdy się poświęca życie jednemu zawodowi i ciężko się pracuje, to niełatwo zupełnie się od tego odwrócić. Tata cieszy się także, że mógł mi przekazać gospodarstwo, bo wie, że ja będę z dumą kontynuował jego pracę i dbał o dorobek życia. Najbardziej cieszy mnie to, że siewy dają satysfakcjonujące plony, chociaż czasami denerwuje, że nie otrzymujemy takiej zapłaty, jaką chcielibyśmy. Nie można odpuszczać, tylko należy pracować maksymalnie, ile się da. Jak jedziemy w pole, to trzeba skończyć tam pracę, bo nie ma czasu na poprawki, które generują dodatkowe koszty.

– Jakie są Pana plany związane z gospodarstwem?

– Jak tylko będzie można, to rozwijać je jak najbardziej, chociaż praktycznie nie ma już dostępu do gruntów, żeby powiększyć gospodarstwo. A ceny gruntów dochodzą do kosmicznych wartości. Czas pokaże… Wiadomo, że każdy chciałby mieć grunty na własność, a nie dzierżawione, by czuć się bardziej stabilnie.

– Życzymy pomyślności.

Rozmawiała Gabriela Stoch

Autor: Redaktor2

Udostępnij post na:

Skip to content