Przedsiębiorca, masażysta, dietetyk, trener osobisty, konfernasjer, twórca systemu jodo-gym, a także człowiek kóry lubi pomagać… Zapraszamy na rozmowę z Mateuszem Noskiem.
MG: Słyszałam, że kiedyś byłeś zatrudniony na etacie. Czy to prawda? Czym się zajmowałeś?
MN: Tak, 14 lat pracowałem na etacie w Miejskim Ośrodku Sportu i Rekreacji w Bochni. Byłem promotorem sportu, prowadziłam siłownię, która należała do ośrodka, DJem, prowadziłem różne eventy, w tym imprezy sportowe.
MG:Co Cię skusiło do rezygnacji z etatu i pójścia we własny biznes?
MN: Przede wszystkim chęć rozwoju. Cały czas pracując na etacie szkoliłem się, robiłem różne kursy, chciałem próbować nowych rzeczy, a nie zawsze istniała możliwość pogodzenia tego z pracą. Dlatego też postawiłem na własny biznes. Otworzyłem siłownię w Bilczycach i tak już od ponad dwóch lat działam.
MG: Jesteś także trenerem personalnym, masażystą, dietetykiem. Kiedy zdobyłeś te wszystkie umiejętności? Czy to szło w parze z założeniem biznesu, czy dużo wcześniej?
MN: Wcześniej. Tak w ogóle to najpierw zrobiłem zawodówkę, mógłbym być piekarzem, ale nie czułem tego. Potem skończyłem technikum. Z czasem już wiedziałem, co chcę w życiu robić i pracując inwestowałem fundusze
i czas w kursy i szkolenia. Poznawałem różnych ludzi, rozmawiałem, podpatrywałem, uczyłem się od innych. I tak zostałem trenerem personalnym, dietetykiem, masażystą, a teraz doszkalam się w konferansjerce, która
bardzo mnie wciągnęła.
MG:Przedstawiasz się jako twórca systemu Jodo-Gym. Wyjaśnij, na czym polega Twój system.
MN: Mówiąc najkrócej, system polega na tym, że osoby przychodzące do naszej siłowni ćwiczą w pomieszczeniu, gdzie powietrze jest oczyszczone, zjonizowane i nasycone jodem. Dzięki odpowiedniemu urządzeniu mamy powietrze
jak nad morzem. Nie słyszałem wcześniej, aby któraś siłownia to stosowała, więc jest to nasz znak rozpoznawczy. Mamy już znak towarowy, teraz jestem w trakcie opatentowania pomysłu. Jeszcze przeprowadzamy ostatnie badania.
MG: Obserwując Twój profil na FB i profil Twojej firmy odnosi się wrażenie , że jesteś mocno związany ze środowiskiem bokserskim. Skąd ta pasja?
MN: Kiedyś poznałem Andrzeja Sołdrę z Nowego Sącza, który jest bokserem. Zaprzyjaźniliśmy się. W pewnym momencie jego kariery pomogłem mu pozyskać sponsorów, trafiłem do jego narożnika, a później już ta przygoda ze środowiskiem bokserskim nabrała tempa. Przez Andrzeja poznawałem innych pięściarzy, m.in. Mariusza Wacha, z którym od czasudo czasu współpracujemy, prowadzimy wspólne akcje, jak choćby bokserskie show w czasie Święta Ziemi Gdowskiej. Jeździłem na walki, a z czasem zacząłem się też angażować w organizację imprez bokserskich. Np. z Marcinem Najmanem współorganizowałem Galę Narodową na Stadionie Narodowym, nawet trening medialny był u mnie w siłowni.
MG: Często wy – jako siłownia, i Ty – jako Mateusz Nosek angażujecie się w akcje charytatywne. Od czego się zaczęło? Nie każdy chce pomagać…
MN: Pierwszą naszą akcję charytatywną niejako wymusiła konkretna sytuacja. W rodzinie mojej narzeczonej, mały Szymon walczący z rakiem potrzebował pieniędzy na leczenie. Zaczęliśmy działać. Poprosiłem o pomoc znajomych pięściarzy, znane twarze. Sukcesy sportowe zawsze przyciągają więcej osób, które będą chciały pomóc. Nagraliśmy teledysk u nas w siłowni, właśnie ze sportowcami, zrobiliśmy happening i udało się – zabraliśmy ponad 10 tys. zł. A później już samo poszło. Czasem ktoś przychodzi i prosi o pomoc, bo słyszał o naszej akcji, czasem włączamy
się w inne akcje, jak np. w zbiórkę dla Piotra Biernata, którą przeprowadza Centrum Wolontariatu z Podolan.
MG:Nie jesteś mieszkańcem naszej gminy, zatem dlaczego akurat Bilczyce wybrałeś na swoją działalność?
MN:Tak naprawdę to był przypadek. Nie chciałem otwierać siłowni w Bochni, gdzie wcześniej pracowałem, więc szukałem nowego miejsca. Odwiedziłem trzy lokalizacje, tę w Bilczycach podsunął mi znajomy, i tu najbardziej mi się spodobało. Jesteśmy, działamy.
MG: Niedawno otworzyłeś kolejną siłownię. Biznes się rozrasta, zdradzisz, jakie plany jako przedsiębiorca masz na przyszłość? Co chciałabyś jeszcze zrobić zawodowo, bo mam wrażenie, że stanie w miejscu Cię nie
zadowala.
MN:To prawda, nie lubię stać w miejscu, uważam, że przedsiębiorca chcąc utrzymać się na rynku musi się rozwijać. We wrześniu otworzyliśmy drugą siłownię jodo-gym w Szczurowej. W miejscu dobrze mi znanym, bo od jakiegoś
czasu jestem tam częstym bywalcem, prowadzę jako konferansjer różne imprezy. A co dalej? Zobaczymy. Są już w głowie pewne plany, ale za wcześnie, aby o nich mówić. Ale nie jest już tajemnicą, że od września rozpocząłem
przygodę z TVP Sport, gdzie 19 września prowadziłem ceremonię ważenia, która była transmitowana na żywo, a w planach są już kolejne wydarzenia bokserskie z moim udziałem.
MG: Widzę, że konferansjerka wciągnęła Cię na dobre. Co teraz stawiasz na pierwszym miejscu: prowadzenie imprez, czy biznes w siłowni?
MN: Oczywiście, że siłownię. Moim hasłem jest „Jodo-Gym- pełna moc”, i tego się trzymam. A konferansjerka, współpraca z telewizją – lubię to i nie ma co ukrywać, że mnie to kręci, cieszę się, że mogę się rozwijać i szkolić
w tym kierunku, że otwierają się nowe możliwości współpracy. Ale jedno drugiego nie wyklucza, choć często brakuje czasu.
MG:Kto pomaga Ci w biznesie? Wspólnicy, czy to biznes rodzinny?
MN: Od początku biznesu pomaga mi moja narzeczona Kinga, której jestem ogromnie wdzięczny. Bez niej nie dałbym rady robić tylu rzeczy, Kinga zajmuje się całą promocją, marketingiem, organizacją… Praktycznie jest
od wszystkiego.
MG: Czy prowadząc firmę, która pracuje cały tydzień, 7 dni, od rana do wieczora, do tego współpracując z najbliższymi, można rozgraniczyć życie osobiste od zawodowego?
MN:Staramy się, choć nie jest łatwo. Gdy jest to możliwe, robimy sobie wolne weekendy, aby złapać dystans, spotkać się z przyjaciółmi, nie pracować. Choć nie da się definitywnie rozgraniczyć życia zawodowego od prywatnego,
bo nawet w czasie kolacji często rozmawiamy o pracy, omawiamy co dalej, jak i kiedy.
MG: Czy jest coś co lubisz robić w wolnym czasie, jakieś hobby, którego nie włączyłeś w biznes?
MN: Tak, gra w bilard. Kiedyś, przez 4 lata grałem, można powiedzieć, że zawodowo. Nawet mam kilka pucharów w domu. I chętnie bym wrócił do gry, tylko czasu mi brakuje.