Siostra Agnieszka Zaucha gdowianką stała się 15 lat temu. Spotkać ją można w kościele, na ulicy, w aptece, w stacji Caritas, na festynach, a czasem – u siebie w domu. Jest rodowitą krakowianką. Tu chodziła do szkół, tu studiowała, tu wstąpiła do franciszkańskiego Zgromadzenia Sióstr Rodziny Maryi, chociaż miała inne życiowe plany.
– Chciałam być lekarzem: psychiatrą albo kardiochirurgiem, mieć męża i dużo dzieci…Powołanie „chodziło za mną” od połowy liceum, ale intensywnie od niego uciekałam. Skończyłam IV LO w Krakowie, jednak nie dostałam się na medycynę. Zabrakło mi jednego punktu. Gdybym była chłopakiem – przyjęto by mnie, bo wtedy na tym kierunku preferowano mężczyzn… Ostatecznie poszłam do szkoły pielęgniarskiej. W czasie wakacji wyjechałam na miesiąc do Algierii, do wujka. Miałam dużo czasu na przemyślenia…Tam powiedziałam Jezusowi pierwsze: tak. Zdecydowałam jednak, że najpierw skończę szkołę – wspomina s. Agnieszka.
Jako absolwentka szkoły pielęgniarskiej pracowała najpierw w szpitalu w Krakowie, a potem, już po nowicjacie, przez 5 lat na oddziale intensywnej terapii w szpitalu w Limanowej, i znowu rok w Krakowie. Ale poza pracą miała też inną prywatną pasję: filozofię, co zauważyli jej przełożeni.
– Zaczęłam studia filozoficzne na Papieskiej Akademii Teologicznej (dzisiejszy Uniwersytet Papieski im. Jana Pawła II). Bardzo szybko się tam odnalazłam, chociaż byłam starsza od moich kolegów. Dostałam stypendium naukowe i ministra edukacji. Miałam zacząć doktorat. Zaproponowano mi pracę na uczelni, zajęcia ze studentami. Bardzo mnie to cieszyło. Jednocześnie jednak zostałam skierowana do Gdowa, do pracy w Caritas. To była bardzo długa i trudna lekcja tracenia na rzecz Jezusa…– Co straciłam? Tylko doktorat i filozofię. A zyskałam? Cały świat ludzkiej biedy z jego dramatyzmem i pięknem. Świat bliski temu, w którym żył Jezus – mój Mistrz i Pan. I ludzi – perły. Kiedy zaczyna się tym żyć, otwiera się świat nowych horyzontów.
I o tym świecie siostra Agnieszka pisze w swoich wierszach. To poezja z najwyższej półki.
tekst: Barbara Rotter-Stankiewicz
ŻYCIE
Jak poparzony
gnałem ku
różom
błękitom
i pomarańczom.
Słońca nie było.
Zostało w kaplicy.
Niebo wzruszyło ramionami
kociak odwrócił się tyłem
patrz pod nogi
mówił kawałek drutu,
życie znowu trudniejsze
od nieba
PYTANIE
Mamo
mam jedno
małe pytanie.
Tak?
Mamo
jak to się robi
żeby Miłość
była
na Amen?
ZMARTWYCHWSTANIE
Wstał cicho
więc śnili
kolorowo
twardo
nieprzerwanie
jednego otulił płaszczem
(bo wiesz – wiosną o poranku
jest zimno)
pogadał z wiatrem
i ruszył na Spotkanie.
I jeszcze nie wrócił…
OCEAN II
Biegłam zatrwożona,
niepewna Obietnicy
Trwał jednak
jak zwykle Bezkresny, Milczący, Łagodny
Czekał.
Powoli zanurzyłam
dłonie
i stopy
i twarz…
TWARZ BOGA
Wczoraj odwiedziłam
mojego Chrystusa
Bez Twarzy.
Teraz, gdy uśpione
gałązki
wybuchają zielenią
nikt nie pamięta
że czasem
On i Ziemia i Niebo
Jednym są…
w bieli tańczącej.
ZAMYŚLENIE WIECZORNE
Doświadczyły kruchości róży
lekko przemknęły po stole
Słowa – Chleba
dotknęły splecionych dłoni
wilgotnych policzków
Twarze…wielki i małe
objawienia
Sprawy moje-nie-moje
szukam…
Słuchaj człowieczych
zamyśleń
z życzliwą dobrocią
z życzliwością dobrą…
Zaspałam
Jutrznia na „cito”
Tramwaj na ratunek
(Msza była zwykła
to znaczy cudowna)
Szpital – klasówka z miłości
tylko dwa plus
bo na jednej nodze
gdy trzeba stać na dwóch
słuchać
i milczeć
i uśmiechać się.
Wyszło mi tylko zdziwienie
że niebo różowe
a śnieg fioletowy.
DYŻUR NA INTENSYWNEJ TERAPII
Nie wiem
dlaczego właściwie nie umierałam ze strachu
stąpając ostrożnie po najwęższej z kładek
tam gdzie przekomarzają się czarne i białe Anioły.
Czasem wystarczy 1000 mg Hydrocortizonu
ale dzisiaj nie mogę nie dziękować
moim świętym przyjaciołom
Maxowi i Agnieszce, Judzie i Pawłowi,
Teresie i Łukaszowi…
WIECZERNIK
Ostatnia Wieczerza
dzieją się dziwne rzeczy
Śmierć przycupnęła w kącie
Krzyż spleciony z okruchów
Twojego i mojego czasu
majaczy tuż za zakrętem
a On jak gdyby nigdy nic
mówi o miłości…
… teraz twoja kolej