Rozmowa ze Zbigniewem Wojasem, wójtem gminy Gdów

Przetrwać rok 2020 – rozmowa ze Zbigniewem Wojasem, wójtem gminy Gdów.

Kierując gminą prawie 18 lat jest Pan już „pełnoletnim” wójtem. Czy uważa Pan, że teraz – oczywiście ze względu na pandemię przyszedł najtrudniejszy okres pracy?

Nie wiem, czy najtrudniejszy, bo to dopiero pokaże czas, ale na pewno najbardziej specyficzny, nieplanowany. Koronawirus (odpukać) obchodzi się z nami w miarę łagodnie. Na terenie gminy, do początku czerwca, odnotowano 20 przypadków zachorowań, a większość chorych ma status ozdrowieńców. Nadal jednak trzeba się stosować do aktualnych zarządzeń Ministerstwa Zdrowia. Działalność wszystkich samorządów – także i naszego – została w pewnym okresie niemal sparaliżowana, kontakty z instytucjami, z którymi na co dzień współpracujemy np. z Urzędem Wojewódzkim czy Marszałkowskim – były bardzo ograniczone. Pozostawał telefon, maile itp., ale nigdy nie jest to to samo, co relacje osobiste. Także mieszkańcy z naszym Urzędem Gminy mieli ograniczony kontakt – tylko telefoniczny lub przez internet, mogli też pozostawiać dokumenty w specjalnej skrzynce. Tylko w razie pilnych spraw, które nie mogły czekać, pracownicy wychodzili, aby się spotkać z mieszkańcem w drzwiach budynku. Dla nikogo nie było to komfortowe, ale nie było innego wyjścia. Przez kilka tygodni UG czynny był – jak nigdy wcześniej – 12 godzin dziennie, bo pracowaliśmy na dwie zmiany: od 7 do 19. Taki rotacyjny system pracy był jednak niewygodny – jeśli na
miejscu nie ma jednocześnie wszystkich pracowników, trudniej jest działać.

Wygląda na to, że okres najbardziej uciążliwy pod względem organizacyjnym mamy (oby nie chwilowo) za sobą. Ale problemy ekonomiczne pozostały…

 … i pewnie jeszcze długo będziemy je odczuwać. Już teraz widać, że wpływy z podatków CIT i PIT są niższe. Tylko w marcu br. wpływy z PIT były o 1,2 mln. zł mniejsze niż w styczniu, a w kwietniu mniejsze o około 1 mln zł w stosunku do początku roku. Obawiam się, że w sumie do budżetu może wpłynąć o kilka milionów mniej niż planowaliśmy.
Tymczasem panuje powszechne przekonanie, że „gmina ma pieniądze”…

W tej sytuacji trzeba będzie z czegoś zrezygnować…

Obecnie wszystkie inwestycje, na które mamy zawarte umowy z wykonawcami są realizowane i mają zostać ukończone. Decyzje co do nowych przedsięwzięć zapadną po analizie budżetu dokonanej na koniec półrocza. Jednak już teraz mam poważne obawy co do rozpoczęcia nowych zadań – remontów dróg, asfaltowych nakładek. Musieliśmy
też wstrzymać np. remonty remiz, na które zwykle pozyskiwaliśmy środki ze źródeł zewnętrznych.

Czy takie oszczędności gwarantują, że gminny budżet się nie posypie?

O gwarancjach trudno mówić, bo przecież nikt nie wie „co za rogiem”. Choćby w oświacie, do której dopłacamy rocznie około 10 mln zł, bo subwencja nie jest wystarczająca. Nie wiadomo też np. co z obiecanymi nauczycielom podwyżkami. Ustawa jest, ale pieniędzy nie ma, a samorządy tego nie udźwigną. Z oświatą w ogóle mogą być bardzo poważne problemy, bo jeśli normy narzucone z powodu pandemii przedszkolom będą nadal obowiązywać, to ze wstępnych szacunków wynika, że w naszej gminnej placówce zabraknie
około 270 miejsc! Będzie można przyjąć tylko 95 – zamiast 365 – maluchów. Jaki zastosować klucz przy rekrutacji? Wszystko się poprzewracało…

Gmina jest też dużym pracodawcą na rynku lokalnym. Co z pracownikami zatrudnionymi z samorządzie?

Podobnie jak szefów firm, również mnie nie omijają problemy kadrowe. Bo przecież z gminnych pieniędzy funkcjonują instytucje – samorząd, oświata, pomoc społeczna, kultura… Obawy i problemy są więc spore i bardzo zróżnicowane. Jestem w podobnej sytuacji, jak każdy inny przełożony zatrudniający pracowników, również muszę szukać oszczędności. A już w szerszej skali – nie tylko gminnych jednostek – obawiam się wzrostu bezrobocia w gminie. Przed pandemią jego wskaźnik wynosił 4,2 proc., ale teraz w Urzędzie Pracy rejestruje się coraz więcej osób.
Kiedy zaczynałem pełnić funkcję wójta, bezrobocie w gminie wynosiło 9,6 proc. Wdrożyliśmy wtedy jako pierwsi w Polsce program „Pożyteczna praca”, który przyniósł bardzo dobre efekty. Myślę, że mając takie doświadczenia poradzimy sobie.

Bezrobocie nie „wybuchnie”, jeśli pandemię przetrwają lokalne firmy. Z jakich form wsparcia mogę korzystać ich właściciele?

Tutaj są spore różnice. Niektóre przedsiębiorstwa ucierpiały bardziej, inne mniej, są i takie, które zwiększyły obroty. Np. niektóre firmy funkcjonowały w najtrudniejszym okresie przez cały czas na 100 procent, inne ograniczyły pracę o połowę, a jeszcze inne zupełnie zawiesiły działalność. Dlatego do każdego podchodzimy indywidualnie. Jako samorząd lokalny, w miarę naszych kompetencji, udzielamy wsparcia tym, którzy znaleźli się w najgorszej sytuacji, ponieśli największe straty. Już w kwietniu wydałem zarządzenie w sprawie szczególnych rozwiązań pomocowych mających na celu wsparcie przedsiębiorców działających na terenie gminy Gdów, których sytuacja finansowa uległa pogorszeniu. Ponadto, są też tarcze antykryzysowe wprowadzone przez rząd. Za ich realizację odpowiadają głównie Powiatowe Urzędy Pracy oraz ZUS.

Wszystko co związane z pandemią jest niepewne. Ale życie jednak się toczy, decyzje zapadają. W ostatnim miesiącach wiele emocji wywołała sprawa zmiany przeznaczenia terenów w Cichawie i Zalesianach, która w perspektywie groziła rozszerzeniem działalności firmy bardzo uciążliwej dla mieszkańców. Wiadomo, z czym się łączy przyjmowanie, przechowywanie i rozwożenie odpadów. Jak teraz wygląda sytuacja?

Jeśli chodzi o Zalesiany, to inwestor podczas Sesji Rady Gminy odczytał wniosek o wycofanie projektu uchwały pozwalającej w perspektywie czasu na modernizację zakładu. W Cichawie natomiast zmieniamy zapisy w planie przestrzennym tak, by kompostownie i przetwórnie odpadów nie mogły powstawać nie tylko tam, gdzie się do tego
przymierzano, ale na całym terenie sąsiednim, gdzie jest to teoretycznie możliwe – także w Szczytnikach i Krakuszowicach. To teren obejmujący w sumie 34 ha. Teraz mieszkańcy mogą już czuć się bezpieczni.

Jakie ma Pan dla nich inne dobre wiadomości?

Takie, że inwestycje, które już rozpoczęliśmy będą kontynuowane. To m.in. budowa strażnicy w Cichawie czy rozbudowa Szkoły w Jaroszówce. Ważną dla bezpieczeństwa inwestycją jest także chodnik, który powstaje w Podolanach i dodatkowe doświetlenie przejścia dla pieszych w Bilczycach. Złożyliśmy też wniosek do projektu norweskiego na termomodernizację szkół w Gdowie, Szczytnikach i Pierzchowie, ale musimy wziąć na jego realizację kredyt w formie obligacji.

Czyli koronawirusowi nie udało się sparaliżować wszystkiego… Są – Pana zdaniem – jakieś pozytywy sytuacji, którą wywołał?

Oczywiście trudno się cieszyć z epidemii, lepiej byłoby gdyby nam nie zagroziła, ale trzeba zauważyć, że np. wiele osób z konieczności przekonało się do posługiwania się internetem, do pracy zdalnej, teleporad czy telekonsultacji. Obserwując kolejki do paczkomatów łatwo można dostrzec, że rozwinęła się też sprzedaż internetowa. Do domów
powróciło z zagranicy wielu mieszkańców. Co jednak najważniejsze, zaczęliśmy znów żyć w rodzinach, mieć dla siebie czas. Siadamy przy jednym stole z bliskimi, rozmawiamy z dziećmi. Znajdujemy te wartości, które w codziennym zabieganiu – zgubiliśmy. Oby akurat to pozostało…

Rozmawiała Barbara Rotter-Stankiewicz

Autor: Redaktor1

Udostępnij post na:

Skip to content