Choć miałam inne plany na to upalne popołudnie, los spłatał mi małego figla. Dlatego zamiast recenzji filmu jaki miałam zamiar obejrzeć, w tym miejscu pojawi się krótka historia wielkich oczu. Choć zazwyczaj przemycam w swoich tekstach pewną dawkę humoru i ironii, tym razem sprawa jest baaardzo poważna.
Całkiem nagle i niespodziewanie dla siebie znalazłam się w krakowskim schronisku dla bezdomnych zwierząt. Sama nazwa przyprawia już o dreszcze i budzi we mnie odruchowy wstręt do ludzi. Dlaczego tak ostro? Ponieważ ktoś, kto z własnej woli pozbywa się psa, kota, czy innego futrzaka jest dla mnie osobą nie zasługującą na szacunek i dobre słowo. Przykro mi. Pomijam sytuacje, kiedy naprawdę nie ma wyjścia, bo np. umiera właściciel. Ale jeśli ktoś z rozmysłem porzuca zwierzę skazując je często na pewną śmierć, przywiązując w lesie do drzewa lub wyrzucając z samochodu na ulicę, takie zachowanie zasługuje na surową karę. Dobrze, jeśli taki zwierzak trafi w dobre ręce albo właśnie ostatecznie do schroniska. Gorzej, gdy źle się dla niego kończy cała historia. Piszę te gorzkie słowa, bo wakacje są na półmetku, właśnie dokonały się zmiany turnusów i urlopy trwają w pełni. I dlatego w schronisku pojawia się mnóstwo zwierząt porzuconych, bo Państwo nie chciało się nimi zająć podczas swoich wakacji albo nie umiało znaleźć im domu zastępczego.
Wspomniane przeze mnie schronisko mieści się przy ul. Rybnej 3. To piękna, zielona okolica położona przy dość ruchliwej arterii krakowskiej.
Wchodząc między pieskie boksy ma się wrażenie, że wszystkie nagle budzą się z głębokiego letargu i zaczynają odgrywać niesamowite przedstawienie. Hałas i miganie kolorów umaszczenia powodują lekki zawrót głowy, a u co wrażliwszych wywołują łzy żalu i nierzadko złości. Pieski prześcigają się w prezentacji sposobów zwrócenia na siebie uwagi, choć są i takie, które wycofane nieśmiało wyglądają ze swoich bud. Niektóre są jeszcze młode i te mają większą szansę na adopcję, ale są też psie dziadki i babcie, dla których życie bardzo często zamyka się w tym miejscu. Dla takich futrzaków schronisko prowadzi akcję „Przygarnij Weterana”. Nigdy nie wiadomo, czy nie trafi się dobra dusza, która pozwoli mu odejść w domu pełnym miłości i spokoju. Niektóre ze zwierząt zabierane są właścicielowi, który doprowadził do zbyt dużego rozrodu, a nie potrafi zapewnić swoim podopiecznym odpowiednich warunków.
W schronisku można spotkać również koty i gołębie, ale psy stanowią przewagę liczbową.
Piszę o tak ważkiej sprawie, bo nadal nie rozumiem, dlaczego tak się dzieje, że zwierzęta trafiają w takie miejsca. Choć na Rybnej panuje ład, porządek, czystość i wszędzie widać troskę o futrzastych braci mniejszych, serce nierzadko się kraje.
Nie jest moim zamiarem prawić łzawych kazań i udzielać komukolwiek z Was Drodzy Czytelnicy rad, niemniej jednak proszę Was o przemyślenie decyzji wzięcia do domu psa lub kota (czy też innego zwierzaka), bo to decyzja na całe życie tego zwierzaka. A oddając go później do schroniska, czynicie go największym nieszczęśliwcem na świecie.
Ufff … Zrobiło się patetycznie, wiem. Ale wrażenie, jakie robią psy patrzące błagalnie na odwiedzających jest niezapomniane i tak poruszające, że nie sposób tego porównać z niczym innym. Zwierzęta z Rybnej można wspierać również w postaci adopcji na odległość albo zostać wolontariuszem na miejscu. Jest wiele sposobów, by umilić im pobyt w tym przybytku, a i sami pracownicy schroniska dwoją się i troją, by sprostać niełatwemu zadaniu.
Jeśli kogoś z Was zainteresowałam tematem, proszę o odwiedzenie strony schroniska www.schronisko.krakow.pl i zapoznanie się z możliwymi formami pomocy. Nie lekceważmy zwierząt, bo one bardzo mocno czują, kochają i cierpią. I czekają na naszą pomoc.
Wasza Subiektywna Kulturomaniaczka