Najpierw trzeba spuścić rolety, żeby pozbyć się słonecznego światła. Potem włącza się laserową „lampę wodną”, w której delikatnie bulgoczą kolorowe bąbelki. Można też bawić się wiązką migających kolorowo światłowodów i wygodnie leżąc na kanapie obserwować namalowane na ścianie ryby. Chwila – i jesteśmy w bajkowym świecie. Nic dziwnego, że chętnych do spędzania tu czasu nie brakuje. Nazwa tego miejsca brzmi prozaicznie: pokój sensoryczny.
Od niedawna mają go do dyspozycji podopieczni Środowiskowego Domu Samopomocy w Zagórzanach, pod tym samym dachem, pod którym działa świetlica dla dzieci i młodzieży. Od 10 lat, codziennie rano spotykają się tutaj ci, którzy z różnych powodów nie są w pełni sprawni. Jedni nie dają sobie rady ze względu na podeszły wiek, inni potrzebują pomocy i rehabilitacji, bo przeżyli wypadek lub są po wylewie, a jeszcze innym konieczne jest wsparcie ze względu na chorobę. Niektórzy żegnają się po jakimś czasie, bo udaje im się – czasem dosłownie, a czasem w przenośni – stanąć na nogi. Wychodzą z głębokiego kryzysu, niekiedy z nałogu. Wracają do domu, do pracy, do zwykłego życia. To wariant najbardziej optymistyczny, zwykle dla ludzi w wieku 20-30 lat. Dla innych liczy się każdy kolejny wywalczony dzień samodzielności. Bronią jest rehabilitacja, ćwiczenia pomagające utrzymać jaką taką kondycję. W tej grupie są m.in. pacjenci, którzy przeszli udar – z czasem udało się ich usamodzielnić na tyle, że nie potrzebują opieki. Ale nie wszyscy zwyciężają – niektórzy, wchodząc w kolejny etap choroby nie są już w stanie przyjeżdżać do Zagórzan. – W ciągu 10 lat przewinęło się przez nasz dom 108 osób. Tylko kilka jest z nami od samego początku. Dotacje dostajemy na 41 osób, ale udaje nam się opiekować 44. Mimo to są kolejki – na zwolnienie miejsca trzeba czekać 3-4 miesiące – mówi kierująca ŚDS-em Małgorzata Kordula.
Jest tutaj od samego początku – to jej – i jej podopiecznych „królestwo”, po którym oprowadza z dumą. Jest się czym pochwalić, bo początki nie były specjalnie imponujące – placówka miała do dyspozycji tylko parter budynku, a w nim salę rehabilitacyjną i pracownię plastyczną. Dzisiaj „dom” to także całe piętro, a pracownie komputerowa, krawiecko-hafciarska, stolarsko-wikliniarska, muzyczna, kulinarna działają na pełnych obrotach. Ale najnowszym i najbardziej efektownym nabytkiem jest jednak pokój sensoryczny, urządzony w odzyskanym niedawno mieszkaniu, znajdującym się w budynku byłej szkoły. Dodatkowe pomieszczenia połączono z resztą obiektu. Znalazły się tu dwie pracownie i ów pokój sensoryczny, który powinien się raczej nazywać „zaczarowany”.
Budynek „tysiąclatki”, aby spełniać wszystkie unijne wymogi, przejść musiał wiele remontów – przeżył m.in. wymianę kotłowni, stolarki i podłóg, metamorfozę łazienek. Nie do poznania zmieniło się też jego otoczenie. Do pełni
szczęścia brakuje ocieplenia i podniesienia dachu, ale to na razie nierealne. Ministerstwo Pracy i Polityki Socjalnej, z którego szefowa ŚDS zdobywała pieniądze na remonty, na takie inwestycje środków nie da, a na tak duże kwoty z innych źródeł też nie ma co liczyć. Inna rzecz, że i to co zrobiono do dziś wydawało się kiedyś niemożliwe. Tymczasem wokół ŚDS zebrała się grupa ludzi, którzy wspomagają placówkę nie tylko materialnie, ale i na inne sposoby. – Nie wyobrażam sobie, jak moglibyśmy funkcjonować bez naszych przyjaciół – mówi Małgorzata Kordula. – Przy okazji wszystkich imprez i na co dzień wspiera nas m.in. Urząd Gminy. Z okazji 10-lecia wójt Zbigniew Wojas wręczył nam niecodzienny prezent – kluczyki do nowego busika. Samochód to dla nas „artykuł pierwszej potrzeby” – dwa busiki codziennie przejeżdżają z naszymi podopiecznymi ok. 200 km. Pomaga nam także wiele lokalnych firm i prywatnych osób. I wtedy, gdy potrzeba czegoś dla placówki, jak i wtedy, gdy pomocy w załatwieniu przeróżnych życiowych spraw wymagają nasi podopieczni.
W nazwie zagórzańskiego domu znalazło się określenie „samopomoc”. I nie jest to słowo bez pokrycia – znajduje różne odbicie w rzeczywistości. Ale najpiękniejsza jest chyba historia z ostatnich miesięcy: dwóch podopiecznych ŚDS zamieszkało pod jednym dachem. Młody chłopak mający problemy z chodzeniem udzielił gościny koledze, który chciał się wyrwać się z nieciekawej rodziny…
Barbara Rotter-Stankiewicz