Judyta Murzyn pochodzi ze Zręczyc, gdzie mieszkała do 19 roku życia. Była związana z gdowską Szkołą Muzyczną i z Reprezentacyjną Orkiestrą Dętą gminy. Od niemal dziesięciu lat jest tysiące kilometrów stąd – w Stanach Zjednoczonych, konkretnie w Phoenix w stanie Arizona, ale muzyka towarzyszy jej nadal.
Skąd wzięło się u Ciebie zainteresowanie muzyką?
Odkąd pamiętam, zawsze miałam jakiś instrument w rękach; czy był to flet czy keyboard. Za pieniądze, które dostałam z okazji Pierwszej Komunii, kupiłam pierwszy prawdziwy keyboard i już wtedy wiedziałam, że muzyka będzie mniejszą lub większą częścią mojego życia. Mama, która jest uzdolniona muzycznie, ale nie dostała takiej szansy do rozwijania tego talentu jak ja, także zawsze wspierała moje zainteresowania, pomagała w cięższych chwilach, co było ważne zwłaszcza wtedy, gdy musiałam dojeżdżać z jednej szkoły do kolejnej.
Jak zostałaś uczennicą Szkoły Muzycznej w Gdowie?
Cała rodzina namawiała mnie do zapisania się do szkoły muzycznej. Mimo, że byłam dość uparta i na przekór nie chciałam tego zrobić, w wieku 10 lat zaczęłam kształcić się w kierunku muzycznym.
Co pozostało Ci w pamięci w związku ze szkołą?
Pamiętam, że zawsze, gdy miałam egzamin z saksofonu, to mama przygotowywała kotleta, żebym miała siłę grać!
Jakie były Twoje późniejsze wybory, jak potoczyła się dalej Twoja edukacja muzyczna?
Po ukończeniu Szkoły Muzycznej pierwszego stopnia w Gdowie, dostałam się do Liceum Muzycznego im. Mieczysława Karłowicza w Krakowie. W ostatnim semestrze przeszłam przesłuchanie na wyższą uczelnię w Oklahoma City, i po otrzymaniu pełnego stypendium zdecydowałam się na wyjazd do Stanów Zjednoczonych. Po ukończeniu licencjatu pracowałam jako asystent profesora od saksofonu w Oklahoma State University i kontynuowałam naukę na stopniu magisterskim. Muzyka na tyle mnie wciągnęła, że postanowiłam poszerzyć swoje umiejętności w grze na klarnecie, flecie poprzecznym, oboju i fagocie. Kontynuowałam naukę w Ohio University na studiach magisterskich, jednocześnie pracując jako wykładowca uczelni na stopniu licencjackim.
Co wpłynęło na wybór takiej właśnie drogi?
W liceum marzyłam, by zdobyć wykształcenie magisterskie z saksofonu. Powoli dążyłam do celu, i pomimo wielu przeciwności losu, nie poddawałam się i osiągnęłam wyznaczony sobie cel, a że apetyt rośnie w miarę jedzenia, to „jeden magister” nie był wystarczający…Tak więc mam stopień licencjacki i magisterski z saksofonu, oraz tytuł magistra multiinstrumentalistyki.
Najciekawsze zagraniczne doświadczenia związane z muzyką?
Muzyka umożliwiła mi podróżowanie po różnych Stanach Ameryki, a także obcych krajach. Jednym z najbardziej pamiętnych doświadczeń była podróż koncertowej orkiestry dętej z Oklahoma State University do Japonii. Ludzie z tego kraju wyjątkowo lubią amerykańskie marsze więc bisom na koncercie nie było końca!
A ludzie, których spotkałaś na swojej muzycznej drodze?
Myślę, że każdy nauczyciel, profesor z jakim miałam przyjemność studiować miał jakiś wpływ na moją drogę muzyczną, począwszy od pana Suchonia (mojego pierwszego nauczyciela saksofonu), który wprowadził mnie do świata saksofonu, poprzez bezwzględnie wymagającego nauczyciela w szkole średniej, aż po profesorów, których spotkałam na uczelniach lub kursach muzycznych w Stanach Zjednoczonych. Każda osoba wniosła coś nowego i od każdej się czegoś wartościowego nauczyłam, dzięki czemu mogę nadal realizować swoje muzyczne pasje.
Czym zajmujesz się obecnie?
Spełniam moje kolejne marzenie, grając w orkiestrze armii Stanów Zjednoczonych.
A plany na przyszłość?
Carpe diem 😉
Zatem życzę spełnienia kolejnych marzeń, nie tylko muzycznych.
Rozmawiała Anna Suchoń