Z dziećmi trzeba być…- zapraszamy na rozmowę z Dyrektorem Janem Zawałą

Na półmetku wakacji, zapraszamy na rozmowę z dyr. Janem Zawałą, który po 45 latach pracy pedagogicznej wie co robić, żeby nie trzeba było narzekać na „dzisiejszą młodzież”.

Po czerwcowym festynie w Gdowie krakowskie Hospicjum dla Dzieci im. ks. Tischnera i gdowska stacja Caritas otrzymały od Gimnazjum św. Brata Alberta spory finansowy zastrzyk. Tak jest zresztą co roku… Patron zobowiązuje?

Tak właśnie uważamy. Staramy się, żeby nasi uczniowie, także ci z zasobnych, szczęśliwych rodzin, poznali „inny świat” – ludzi samotnych, ubogich, chorych. Dla mnie samego dużym przeżyciem jest spotkanie z podopiecznymi hospicjum – widząc cierpiące dzieci i ich rodziny, które tak dzielnie o nie walczą, zachowując radość życia – nabieram dystansu do swoich spraw, patrzę na wszystko z innej perspektywy. Uważam, że szkoła powinna nie tylko uczyć, ale i wychowywać. To, że mamy w gimnazjum około stu wolontariuszy, nie bierze się znikąd. Dzieci chcą być dobre. Uważam, że jeśli dziecko błądzi, to winni są dorośli – zwykle idąc po nitce do kłębka okazuje się, że jego zachowanie wynika z problemów, z którymi młody człowiek nie jest w stanie sobie poradzić .

Do szkoły chodzą same grzeczne dziewczynki i chłopcy?

Ależ nie – dziecko robi złe rzeczy, ale nie dlatego, że jest złe, tylko że takie są prawa jego wieku. Wiele razy przyjmowałem do szkoły uczniów z tzw. złą opinią i nigdy tego nie żałowałem. Zawsze jest jakiś sposób, by takiego ucznia dowartościować, pomóc mu się odnaleźć, zmienić jego postawę. Gdy to się uda – satysfakcja jest ogromna.

Czy ma Pan receptę na to, co robić, by nie trzeba było narzekać na tę dzisiejszą młodzież”?

Po pierwsze – znać sytuację ucznia i chcieć ją zrozumieć. Nawet to, że mu się nie chciało odrobić zadania, bo miał zły dzień. Trzeba „ubrać krótkie spodenki” i patrzeć z jego perspektywy. Dzieci są czasem w sytuacji, której dorosły by nie wytrzymał. Po drugie – potrzebna jest ogromna cierpliwość – nie można wymagać natychmiastowych wyników naszej pracy – czasem informacja zwrotna przychodzi dopiero wtedy, gdy wychowanek jest już dorosły. Po trzecie – trzeba mieć świadomość, że nasze zabiegi wychowawcze zapisują się w sercu i umyśle dziecka. To w nim „siedzi”. Nawet gdy kwituje nasze uwagi ironicznym uśmiechem, to zwykle pokrywa nim zakłopotanie. Po czwarte – z dziećmi trzeba być, mieć dla nich czas. Zatrzymać się, porozmawiać nie tylko o szkole. Wychowywać nie da się na odległość. Po piąte i najważniejsze: dzieci trzeba kochać. Naprawdę, nie na niby, bo zaraz to wyczują. Nauczyciel, który je kocha, staje się autorytetem. Może być wtedy wymagający, „ostry”, ale przyjmują od niego uwagi, nawet kary i nie jest to dla nich upokarzające – nie wywołuje agresji, lecz najczęściej wstyd. Streszczając: cierpliwie, spokojnie, z miłością i przy współpracy z rodzicami.

Czy teraz, odchodząc na emeryturę, nie żałuje Pan swojego wyboru z młodości?

Absolutnie nie! Chociaż uczenie to nie był po maturze mój priorytet. Chciałem zostać… lotnikiem, zawodowym żołnierzem i złożyłem papiery do szkoły wojskowej w Dęblinie. Ale mnie nie przyjęli, podobno ze względu na chorobę serca, które do tej pory mam jak dzwon. Prawdziwą przyczyną była rodzina mojej mamy we Francji. Skoro się nie udało latać, zrealizowałem „plan B” – studia polonistyczne w ówczesnej Wyższej Szkole Pedagogicznej.Po trzech latach mogłem już uczyć – spieszyło mi się do pracy ze względów finansowych. Rodzice utrzymywali się z pola – egzamin zdawałem w pocerowanej koszulce polo, którą podarował mi kolega… To był rok 1972. W Szkole Podstawowej w Gdowie był akurat wolny etat. I tak zostałem…

 Bez żadnych burz i zawirowań przez 45 lat?

Zawirowania były. Dawnej władzy nie podobało się moje zaangażowanie w życie Kościoła w czasach Solidarności. Groziło mi zwolnienie z pracy, utrata mieszkania, tajemniczy samochód zajeżdżał mi drogę w ciemności itp. Ale dzięki uczciwym ludziom, takim jak np. ówczesny szef gminy, pan Aleksander Ciężarek, czy dyrektorka szkoły – wszystko się jakoś rozmyło. W tym trudnym czasie wspierała mnie śp. żona. Pamiętam jej piękne słowa: „Pieniędzy dzieciom nie przekażemy, bo ich nie mamy. Ale inne wartości – tak. Nie poddawaj się, jakoś przetrwamy…”

…i nie tylko Pan przetrwał, ale generalnie Pańskie życie zawodowe potoczyło się potem gładko.

Tak – w Szkole Podstawowej w Gdowie pracowałem jako nauczyciel, a od roku 1995 – dyrektor. Gdy w 1999 powstały gimnazja, zostałem dyrektorem gimnazjum. Mieściło się ono w trzech miejscach – w Gdowie w siedzibie Szkoły Podstawowej, a w Zagórzanach i Winiarach były oddziały zamiejscowe. Tak było aż do roku 2006, kiedy wybudowano gimnazjum przy ul. Szkolnej.

Nie chce się wierzyć, że to już 11 lat. Wszystko wygląda jak nowe

A ja pamiętam, jak je urządzaliśmy – każde krzesło, ławkę, regał… Jeszcze zanim był budynek, gromadziliśmy wyposażenie. Kiedyś przywieziono nowe meble, które miały zostać zmagazynowane w Zagórzanach. Ale była zima, śnieg, ślisko i kierowca tira oświadczył, że tam nie pojedzie. Jakimiś cudem, mimo nietypowej pory, do szkoły w Gdowie zawitała grupa uczniów – razem z nimi oraz nauczycielem wychowania fizycznego rozładowaliśmy całego tira, wynosząc meble na strych przez właz… A pomieszczenia obecnej szkoły? Drobnego remontu w ubiegłym roku wymagały tylko toalety i aula, którą wykorzystywaliśmy jako salę gimnastyczną. Teraz jest fantastyczna hala sportowa, która zupełnie zmieniła jakość lekcji WF.

Rozstanie się Pan z tym całym dobytkiem bez żalu?

Dobytek to jedno, ale szkołę tworzą uczniowie i nauczyciele. Jestem wśród nich od 45 lat, mam za sobą 22 lata dyrektorowania. Trudno, żebym tego nie wspominał. Kończy się moja kadencja, tak miałem w planach emeryturę. Ale tak się złożyło dodatkowo, że znika moje stanowisko pracy – znika Gimnazjum im. św. Brata Alberta. I tego jest mi żal.

Ale pewnie nie zerwie Pan kontaktu ze szkołą? Jakieś lekcje, współpraca

Na razie muszę odpocząć, co dalej – czas pokaże. Inna rzecz, że ja najlepiej odpoczywam… w czasie lekcji. Ale nie chciałbym „zardzewieć”. Tak zresztą było zawsze – stąd np. moje studia logopedyczne, sprowadzanie do Gdowa ciekawych prelegentów, jurorowanie w różnych konkursach. Teraz będę miał więcej czasu dla wnuków.

Skoro mowa o rodzinie – czy któreś z dzieci poszło w Pana ślady?

Nie – żaden z synów nie został ani polonistą, ani nauczycielem. Ale jestem z nich dumny – jeden jest chirurgiem, drugi dr hab. chemii pracującym w Polskiej Akademii Umiejętności, a trzeci – biologiem.

Rozmawiała Barbara Rotter-Stankiewicz

„Wychowując i kształcąc kolejne pokolenia naszej młodzieży wnosił Pan w ich serca wiarę w człowieka, uczył akceptować smutki, cieszyć się z wszystkich radości, wskazał jak pielęgnować zdobytą wiedzę.

(…) Dziękujemy za wszystkie cenne wartości pozostawione w murach i sercu tej szkoły, za wszystko co dobre i sprawiedliwe w każdym dniu pracy z uczniami. Jesteśmy dumni, że dane nam było spotkać na swej drodze wyjątkowego, zawsze oddanego innym człowieka, praca z Panem była dla nas zaszczytem i wyróżnieniem” – to fragment podziękowań skierowanych do dyr. Jana Zawały przez wójta gminy Gdów podczas ostatniej w roku szkolnym narady dyrektorów.

 

Autor: Redaktor1

Udostępnij post na:

Skip to content