Zapraszamy na rozmowę z Panem Janem Zawałą, Wiceprzewodniczącym Rady Gminy Gdów, członkiem Orkiestry Dętej, byłym Dyrektorem gdowskiego gimnazjum, a prywatnie ojcem trzech synów i dziadkiem ukochanych wnuczek.
MG: Dzień dobry. Już w najbliższy weekend na Zarabiu w Gdowie odbędzie się akcja „Szczepimy się!”. Czy popiera Pan takie inicjatywy?
JZ: Jak najbardziej. Uważam, że czym więcej będzie osób zaszczepionych, tym szybciej opanujemy pandemię, być może unikniemy kolejnych lockdownów, a przede wszystkim ochronimy nie tylko nasze życie i zdrowie, ale też osoby, z którymi się spotkamy. Sam już jestem zaszczepiony dwoma dawkami. Prawdę mówiąc, nie mogłem się doczekać na tę szczepionkę. Od samego początku bardzo chciałem się zaszczepić. Kiedy punkt w Gdowie nie potrafił mi zagwarantować konkretnego terminu, (mówiono wówczas, że może to być koniec kwietnia, początek maja), postanowiłem zadzwonić na infolinię. Tam zaproponowano mi pierwszy możliwy termin -za dziesięć dni od rozmowy telefonicznej, ale było to w Krynicy Zdroju. Ani przez chwilę się nie wahałem czy jechać ,czy czekać na inny termin bliżej domu. Z wielką radością pojechałem na pierwszą dawkę. Tam po szczepieniu wyznaczono mi datę drugiej dawki, którą później, jak się okazało, została przyśpieszona o tydzień. I choć mogłem ją przyjąć w Gdowie, już nie chciałem robić zamieszania i ponownie udałem się do Krynicy. Oczywiście wiem, że odporność nabywa się dopiero po kilku dniach od drugiej dawki, ale już wtedy byłem naprawdę szczęśliwy, że podwójnie jestem zaszczepiony. Wracałem z nieukrywaną radością. Poczułem, że wreszcie będę mógł znów zacząć normalnie żyć, że już jestem bezpieczny. Oczywiście nadal przestrzegam obowiązujących zasad, noszę, tam gdzie trzeba, maseczkę, dezynfekuję ręce, staram się zachować nakazane odstępy, ale żyję normalnie, bez lęku.
MG: Czy w związku z tym lękiem, o którym Pan mówi, ograniczał Pan kontakty z innymi ludźmi, kiedy przychodziły kolejne fale pandemii?
JZ: Tak. W ogóle bardzo mocno odczułem okres izolacji. Wcześniej często odwiedzałem wnuczki, ale kiedy rozpoczęła się pandemia, sam na siebie niejako nałożyłem kwarantannę. Z domu wychodziłem tylko po niezbędne zakupy. Ograniczyłem na pół roku kontakty z rodziną i znajomymi. Sześć miesięcy kontaktowaliśmy się tylko telefonicznie. To był naprawdę bardzo ciężki czas. Oczywiście o siebie też się bałem, wszak nigdy nie wiadomo, jak przejdziemy zakażenie koronawirusem, ale najbardziej obawiałem się, że będę mógł przynieść wirusa najbliższym. Chciałem tego za wszelką cenę uniknąć. Widziałem co się dzieje wokół, byłem świadkiem, tego jak koronawirus zbiera śmiertelne żniwo. Wśród moich znajomych była rodzina zagorzałych antyszczepionkowców, mieli swoje argumenty, aby się nie szczepić. W czasie kiedy ja już czekałam na pierwszą dawkę, Covid zaatakował tę rodzinę. W wyniku zakażeniem zmarła matka i syn. Został sam ojciec. Wierzę, że szczepionka mogła ich ochronić przed tym, co się stało.
MG: Czy rozmawiał Pan z najbliższymi o konieczności szczepień?
JZ: Rozmawialiśmy na ten temat, ale nie musiałem namawiać swoich dorosłych już dzieci do szczepień. Sami byli od początku przekonani, że to właściwa droga. Zaszczepili się synowie i ich żony. Nawet jeden z nich był pierwszą osobą z rodziny, która przyjęła szczepionkę, ponieważ jest lekarzem i był w grupie, która jako pierwsza mogła skorzystać ze szczepień.
MG: Czy Pan także od początku był przekonany, czy czyjaś opinia zaważyła, że jest Pan dziś orędownikiem szczepień?
JZ: Od początku dla mnie oczywiste było to, że się zaszczepię, jak tylko będzie taka możliwość. Przekonanie o słuszności tej decyzji było we mnie. Historia jest najlepszą nauczycielką. Przecież tyle chorób pokonaliśmy w dziejach ludzkości, także w Polsce, dzięki szczepionkom. To jest nie do podważenia. Poza tym tylu lekarzy i naukowców mówi, że to jest bezpieczne, zachęcają do szczepień, sami się szczepią, więc dlaczego ja mam być mądrzejszy od specjalistów, którzy się na tym znają? Ufam im.
Dziwię się tym, którzy są przeciwni. Słyszę, że niektórzy nie szczepią się, bo mają takie prawo w imię wolności. Ale przecież ta nasza wolność jest zawsze ograniczona choćby przez prawo, które mówi nam, co możemy robić, a czego nie; jeśli ktoś jest wierzący, ogranicza go w pewien sposób religia, jeśli żyjemy w rodzinie- to naszych decyzji nie podejmujemy, patrząc tylko na własne dobro, ale przede wszystkim, kierując się dobrem naszych bliskich. Ta nasza wolność zawsze jest w jakiś granicach.
Pomyślmy: czy ktoś zaakceptuje fakt dokonanej w jego domu kradzieży, mimo że złodziej będzie argumentował swój czyn jego prawem do wolności osobistej, dającej mu, według jego mniemania, prawo do niecnych czynów? Przecież nie, nawet jeśli wartość skradzionych rzeczy będzie niewielka. Czy można usprawiedliwiać swoją decyzję o nieszczepieniu się faktem, że prawo tego nie nakazuje, oraz prawem do wolności osobistej? Czy możemy akceptować fakt, że osoba ignorująca szczepienia może nam zabrać, zarażając nas niebezpiecznym wirusem, wartość nieporównywalną z wartościami materialnymi: nasze zdrowie, a nawet życie? Fakt: prawo nie nakazuje nam szczepić się, ale oprócz prawa pisanego mamy zdrowy rozsądek i swój system wartości, który powinien nam mówić, że nie możemy krzywdzić innych, nie możemy kogoś zabić, nie możemy kogoś zarażać śmiertelną chorobą. A takie przemyślenia prowadzą według mnie do jednej konkluzji: powinniśmy się zaszczepić. W imię odpowiedzialności za innych, za tych, z którymi spotykamy się każdego dnia
MG: Bardzo dziękuję za rozmowę.
Na Zarabiu w Gdowie trwają przygotowania do weekendowej akcji szczepień- Mobilny Punkt Szczepień już stanął na swoim miejscu.