Walentynki z Jubilatami-Marią i Andrzejem Mleczkami

Na początku tygodnia w Urzędzie Stanu Cywilnego kilkanaście par, które w ubiegłym roku świętowały 50-cio i 60-lecie małżeństwa,  odebrało z rąk Wójta Gminy Gdów oraz Przewodniczącego Rady Gminy pamiątkowe medale, upominki oraz okolicznościowe życzenia. Ze względu na epidemię koronawirusa uroczystość Złotych i Diamentowych Gdów nie mogła odbyć się  w tradycyjnej formie z udziałem wszystkich Jubilatów. Na chwilę przed Świętem Zakochanych, rozmawiamy o sile miłości i recepcie na zgodę w małżeństwie z Państwem Mleczkami, którzy jako jedna z par świętowała niedawno swe Diamentowe Gody.

Z państwem Mleczkami spotykamy się w ich domu, w Niegowici. Jak zawsze na stole czekają na nas słodkości. Gospodarze witają nas z uśmiechem na twarzy. Poznajmy zatem naszych Jubilatów bliżej.

AM: Po ukończeniu szkoły podstawowej uczęszczałem do szkoły w Sułkowicach koło Myślenic. Potem otrzymałem staż w Kleczy Dolnej koło Wadowic. To wtedy poznałem małżonkę. Do Niegowici wróciliśmy już we dwoje i mieszkamy tu do dziś. Przez prawie 30 lat pracowałem jako diagnostyk w Spółdzielni Kółek Rolniczych w Gdowie

MM: Pierwsza ścieżka nowego życia zaprowadziła mnie do Niegowici. Przeprowadziłam się tutaj ze Skawinek w powiecie wadowickim. Jako małżeństwo byliśmy m.in w Watykanie. Wierzę, ze za przyczyną Świętego Jana Pawła II otrzymaliśmy wiele dobra. Można zatem powiedzieć, że Ojciec Święty szedł z nami przez całe życie.

– Proszę nam opowiedzieć jak młodzież spędzała dawniej czas…

MM: Kiedyś nie było dyskotek, nie chodziło się do kina i do teatru. Zimową porą, późnym wieczorem, niejednokrotnie odwiedzali nasz dom chłopcy z radosną muzyką. Rodzina była wielodzietna a pokój duży, zatem wystarczyło odsunąć stół pod ścianę i można było tańczyć. Taniec i śpiew sprawiał nam ogromną radość. To były piękne czasy.

 – Co urzekło Pana w Pani Marii?

AM: Charakter. Charakter i warkocze. Podobały mi się panie z warkoczami, a Maria miała właśnie takie. Tak było.

Na dowód Pan Andrzej pokazuje nam zdjęcie małżonki sprzed lat. Z warkoczem oczywiście.  W rozmowie wyszło na jaw, że pan Andrzej lubił pleść warkocze zarówno małżonce, a potem córce oraz wnuczkom.

Zapewne inaczej wyglądały wesela przed 60 laty niż obecnie. Proszę opowiedzieć czym różniły się wesela sprzed lat od dzisiejszych uroczystości.

AM: Do ślubu w kościele w Lanckoronie jechaliśmy wozem drabiniastym.
MM: Dawniej śluby i wesela były bardzo skromne. Nie było aparatów i kamer. Na weselny obiad był rosół z makaronem, ziemniaki z sznyclem i kapustą. W naszym terenie podstawowym daniem weselnym była kasza jaglana z kutkami czyli flakami. Pani młoda ubrana była skromnie w prostą białą suknię oraz welonkę. Przeprowadzała się do domu pana młodego, zabierając ze sobą tak zwane wiano. Dziewczyny otrzymywały z domu rodzinnego skrzynię, a w niej poduszki, pierzynę i ubrania. Bogatsze dziewczyny otrzymywały jako wiano także strój regionalny, krakowski. Z czasem młoda gospodyni ubierała się w szeroką spódnicę, buty zwane kapce, bluzkę oraz krótki kożuch, a na nim hustę z frędzlami. Najważniejsze były jednak korale. Tak pięknie ubrana młoda mężatka z dumą prezentowała się w niedzielę w kościele. Z zazdrością patrzyły na nią wówczas panny, których nie było jeszcze na taki ubiór stać.

Jakie jest Wasze małżeństwo?

MM: Na początku żyliśmy skromnie i ubogo, ale bardzo radośnie. Na bazie naszego starego domu w Niegowici stoi obecnie przedszkole, prowadzone przez naszą córkę. Podjęliśmy trud budowy nowego domu. Bywało, że w pracy zawodowej gotowałam 500 posiłków dziennie, by potem w domu pomagać majstrowi na budowie. Zarobki były małe, stąd gospodynie sprzedawały także jajka, mleko, sery. Doczekaliśmy się 2 wnuczek oraz 3 prawnucząt. Często inni zwracają się do nas słowami „babciu”, „dziadku”. Ktoś nawet powiedział, że jesteśmy takimi babciami i dziadkami gminnymi, parafialnymi, etatowymi. Jesteśmy babcią i dziadkiem dla wszystkich.

Mają Państwo przed sobą zdjęcia, poukładane i opisane. Dokumentujecie swoje życie i swoją pracę społeczną?

AM: W latach 1996 – 2016 pełniłem funkcję prezesa Ochotniczej Straży Pożarnej w Niegowici, której członkiem byłem już wiele lat wcześniej. Z kolei małżonka zawsze udzielała się w ramach Koła Gospodyń Wiejskich. W latach 2008 – 2020 była przewodniczącą Gminnej Rady Kół Gospodyń Wiejskich w Gdowie. Zarówno działalność KGW jak i OSP w Niegowici jest udokumentowana w licznych kronikach. Kroniki prowadziła oczywiście żona Maria.  Łącznie jest 5 kronik OSP oraz 6 kronik KGW w Niegowici.  Cieszymy się, że kroniki OSP  zdobyły I miejsce wśród kronik strażackich podczas konkursu kronik w Alwerni. Dodatkowo posiadamy bardzo dużo zdjęć w rodzinnych albumach. 

MM: Kroniki to nieoceniony majątek i skarb. Kronika KGW Niegowić prowadzona jest szczegółowo od 1962 roku. Działałam z gospodyniami z gminy Gdów wiele, wiele lat. Z paniami bardzo dużo podróżowałyśmy, wykonywaliśmy rękodzieło, piekłyśmy ciasta i chleby. Wykonywaliśmy nawet palmy wielkanocne niegowickie oraz ręcznie plecione koszyki, które licytowano. Przyszedł jednak czas, by ustąpić młodemu pokoleniu.

Wkrótce będziemy obchodzić Walentynki. Czy w początkach Państwa miłości także świętowaliście dzień zakochanych?

MM: W czasach naszej młodości nie było święta zwanego Walentynkami. W prywatnych domach urządzano raczej zabawy, zwane ostatkami. Mówiliśmy wtedy, że „idziemy na muzykę”. Zazwyczaj kawalerowie spotykali się w domach panien, gdzie wspólnie tańczono w rytm wiejskiej kapeli. Kawaler, który miał poważne zamiary względem panny, przebierał się wówczas na takie ostatki, a panna miała za zadanie rozpoznać wśród odwiedzających ją kawalerów swojego wybranka. Takie ostatki trwały nawet dwa dni.  Zapewne współczesne dziewczyny chciałyby wrócić do tamtych radosnych czasów. Dziewczyny nie otrzymywały jak dzisiaj kwiatów czy serc. Nie świętowano także uroczyście rocznic ślubu. Dziś z kolei, możemy powiedzieć, że mamy Walentynki codziennie. Codziennie bowiem kochamy się niczym przed 60 laty. Codziennie się szanujemy.  Widzimy w drugiej osobie cały czas tę osobę, którą pokochaliśmy przed laty. Codziennie. I obyśmy byli razem jak najdłużej.

Odebrali Państwo medal za długoletnie pożycie małżeńskie oraz wyrazy uznania i szacunku od Wójta Gminy i Przewodniczącego Rady Gminy, podczas kameralnego spotkania. 60 lat na wspólnej drodze życia, razem, mimo przeciwności losu, to powód do dumy.

MM: Bardzo się cieszymy z tego powodu. Uważamy, że gdyby współczesna młodzież brała ślub w naszych czasach i przeżyła to co my przeżyliśmy, zapewne musieliby się rozwieźć 20 razy (śmiech). A trzeba pamiętać, że w małżeństwie są dni słoneczne i dni pochmurne. Nie ma świętych małżeństw. Po małżeńskich kłótniach najlepszy jest czas godzenia się i ponownego uśmiechania się do siebie.

Czy to jest zatem ta słynna recepta na długoletnie zgodne małżeństwo, godzenie się i uśmiechanie się na nowo?

MM: Częściowo tak. Pamiętajmy jednak, że to nie my piszemy receptę na długie małżeństwo i życie. Taką receptę możemy co najwyżej realizować, gdyż pisze ją sam Bóg. Małżeństwo musi wspierać Bóg i miłość. To miłość w rodzinie jest najważniejsza. Trzeba umieć sobie wzajemnie przebaczać, pomagać oraz wzajemnie się szanować. To jest ta słynna recepta. A to jak długo żyjemy to już nie od nas zależy. My jednak musimy pomagać Bogu i pomagać sobie, by przetrwać. Słońce więcej świeci, niż jest pochmurno, w życiu małżeńskim.

AM: Przyzwyczaił się człowiek. I do dobrego. I do złego – puentuje pan Andrzej, uśmiechając się żartobliwie do małżonki.

Rozmowom i zabawnym opowieściom nie ma końca. Państwo Mleczkowie prezentują nam kolejne kroniki, kolejne albumy. Te i inne wypowiedzi, nieco zaskoczonych obecnością kamery, Jubilatów nagrywamy. Dla dzieci, dla wnuków, dla naszych Czytelników i dla nas samych, byśmy pamiętali jak wielką wartością jest miłość i rodzina.

rozmawiała Maria Jelonek-Bankowicz

Autor: admin

Udostępnij post na:

Skip to content