Znowu jakiś chochlik zamieszał w moich planach kinowych i chyba już z przekory znalazłam się w innej sali i o innej porze, niż zamierzałam. Udało mi się dzięki temu uniknąć półgodzinnego bloku reklamowego i mogłam spokojnie śledzić film bez wizji burgera z frytkami opanowującej moją wyobraźnię. Tendencje kulinarne tym razem zawędrowały w okolice deseru. Śmietanka towarzyska, bo właśnie o tym filmie będzie tu mowa, nieco mdli słodyczą, od której momentami robi się gęsta. Najnowszy obraz Woody’ego Allena wpisuje się w styl jaki reżyser serwuje nam już od jakiegoś czasu. Ładne kostiumy, ładne widoki, parę schematycznych postaci i dialogi, które pobrzmiewają nieco filozoficznie, a nieco nostalgicznie, ale nie pasują do ludzi z krwi i kości.
Akcja toczy się w latach ’30 XX wieku w USA w środowisku filmowo – artystycznym. Młody chłopak Bobby (Jesse Eisenberg) przybywający z Nowego Jorku do Hollywood poszukuje zajęcia i sensu życia. Trafia do swojego wuja Phila (Steve Carell) będącego agentem gwiazd. Przy okazji poznaje jego sekretarkę Vonnie (Kristen Stewart), w której zakochuje się szybko i bez pamięci. Ona niestety traktuje go wyłącznie jak przyjaciela i towarzysza wycieczek po mieście. Sama ma partnera, ale w pewnym momencie staje przed dylematem, którego adoratora powinna wybrać.
Na ekranie obserwujemy korowód postaci ze świata blichtru, przyjęć i plotek przesuwający się po pięknie zaaranżowanym tle. Obraz Los Angeles i Nowego Jorku tamtych czasów fascynuje, a muzyka sącząca się w tle subtelnie wypełnia wszystkie luki i zakamarki.
Rozterki głównego bohatera prowadzą go do zawodowego i osobistego spełnienia i pozwalają dojrzeć jego duszy. Pozostali bohaterowie również ulegają transformacji, choć nie zawsze kończy się to dla nich dobrze.
Film Allena nie wnosi niczego nowego do jego twórczości. Reżyser powtarza utarte schematy i nie sili się zbytnio na oryginalność. Nie zmienia to jednak faktu, że Śmietankę ogląda się całkiem przyjemnie i nie powoduje wyraźnego niesmaku, choć – jak wspomniałam na początku – nieco mdli. Brakło mi w niej jednak wyraźnej puenty i ostrego dowcipu charakteryzującego starsze dzieła Allena.
Film stanowi piękny obrazek, który ogląda się dobrze. Jeśli chcesz Drogi Czytelniku przenieść się do Stanów Zjednoczonych lat ’30 to będzie to przyjemna podróż okraszona wyśmienitą muzyką jazzową.
Wasza Subiektywna Kulturomaniaczka
zdjęcie: filmweb.pl