Maciek Rybak jest uczestnikiem trzeciej edycji programu Master Chef Junior. Zakwalifikował się do najlepszej 40-stki, w marcu mogliśmy na ekranie telewizora oglądać jego walkę o wejście do finałowej 14-tki. Nie udało się, ale przygoda życia, jak sam mówi o udziale w programie, pozostanie na zawsze w jego pamięci.
Zapraszamy na rozmowę z Maćkiem i jego mamą Katarzyną, którzy opowiedzą o przygodzie z Master Chef’em.
MG: Czyj to był pomysł, aby wysłać zgłoszenie do programu?
MR: Mój, męczyłem rodziców dopóki się nie zgodzili, ale tak naprawdę to pomysł podsunęła mi mama Julki, ona mnie namawiała do udziału w tym show.
MG: A mama Julki to…
MR: To mama zwyciężczyni drugiej edycji Master Chef Junior
MG: Czyli masz znajomych, którzy wystąpili wcześniej w programie i potem Ciebie namówili?
MR: Nie do końca tak było. Teraz mogę powiedzieć, że Julka to moja znajoma, ale jak brała udział w programie, nie znałem jej. W sumie to długa historia..
MG: Opowiedz…
MR: Po pierwszej edycji wysłałem list z gratulacjami do Kuby z I edycji, opisałem w nim też moje zainteresowania, napisałem, że też lubię gotować. Nie znałem Kuby, w internecie wyszukałem gdzie może chodzić do szkoły i tam skierowałem swój list. Byłem zaskoczony kiedy po kilku tygodniach dostałem odpowiedź. Podobnie było po drugiej edycji. Wysłałem list do Julki, która wygrała program, też napisałem parę słów o sobie. I tez po jakimś czasie na FB odezwała się do mnie jej mama, z zapytaniem czy ten list jest ode mnie. Julka jest młodsza, nie miała wtedy konta na FB, dlatego jej mama mnie znalazła w sieci.
KR: Tak, mama Julki, później w rozmowach ze mną mówiła mi, że Julka była tak wzruszona tym listem, tym, że był w formie tradycyjnej, nie elektronicznie, że ktoś obcy pisał, aby jej pogratulować. I obie postanowiły nas zaprosić do siebie do Wrocławia. Niestety z Julką nie udało nam się spotkać, bo akurat w czasie naszego pobytu jej nie było, ale jej mama pokazała nam miasto i trochę opowiedziała o programie. I to właaśnie wtedy ona mówiła nam, że są reklamy nowej edycji, że właśnie można wysyłać zgłoszenia…
MR: ..i nakręciłem się, byłem zdecydowany wysłać zgłoszenie. Musiałem tylko przekonać rodziców.
MG: Trudno było?
KR: Zgodziliśmy się z mężem trochę dla świętego spokoju, tak nudził, o niczym innym nie mówił. Chyba wtedy nie do końca wierzyliśmy, że mu się uda.
MG: Ale się udało, proszę powiedziecie coś o tym czasie kiedy nagrywaliście odcinek.
MG: Musieliśmy jechać do Krakowa w określone dni, tam zaczęły się zajęcia. Mieliśmy warsztaty kulinarne, na których oprócz gotowania dostaliśmy sporą dawkę wiedzy o zasadach bezpieczeństwa w kuchni oraz o tym jak odnaleźć się, kiedy już włączą kamery, na co zwracać uwagę. Mieliśmy też spotkania z panią psycholog, ale przede wszystkim dla nas, to był najfajniejszy czas, który spędzaliśmy razem w hotelu, na zabawie, na rozmowach, wymienianiu się doświadczeniami kulinarnymi. To chyba było najfajniejsze, bo wtedy się zintegrowaliśmy, polubiliśmy się, i do dziś z wieloma osobami utrzymujemy kontakt.
KR: My jako rodzice też mieliśmy spotkania z psychologiem, nam doradzano jak rozmawiać z dzieckiem, jak pomóc mu odnaleźć się w tak niecodziennej sytuacji, jak pomóc przejść przez porażki, z którymi większość uczestników się zetknie. Ale był też czas na rozmowy z innymi rodzicami. I taką ciekawostką, którą wyłoniła się z tych rozmów, jest fakt, że choć te dzieciaki są tak różne, to łączy je pasja do gotowania i to, że po sobie pozostawiają pobojowisko w kuchni.
MG: A jak wspominasz występy przed kamerami?
MR: Było zadanie do wykonania i na tym się skupiałem. Nie było tak, że cały czas się myśli, że kamery są włączone. Oczywiście były rzeczy, o których musieliśmy pamiętać, na co uwagę zwracała produkcja, np. aby nie zasłaniać logotypów sponsorów czy nie stać tyłem do kamery, ale generalnie nie było takiej spiny, że nagrywają. I oczywiście to co widać w telewizji to tylko mały wycinek tego co się tam działo. To wszystko trwało naprawdę długo.
KR: Ja nie do końca zdawałam chyba sobie sprawę ile osób pracuje przy takiej produkcji. To naprawdę cała machina. Bardzo mile byłam też zaskoczona, że te dzieci naprawdę tam gotowały, Nie miały pisanych instrukcji, co po kolei mają robić, jakie składniki wrzucać do jakiego garnka. Same decydowały, to naprawdę młodzi i zdolni kucharze.
MG: Widzieliśmy Maćka w jednym odcinku w marcu, a jak długo wszystko trwało patrząc z Waszej perspektywy?
KR: Zgłoszenia wysyłało się jesienią 2017, program nagrywany był w grudniu, emisja w marcu.
MR: I to było ciężkie, aby tak długo wszystko utrzymać w tajemnicy.
MG: Czy gdyby była możliwość zdecydowalibyście się jeszcze raz na udział?
MR: Oczywiście. To była super przygoda. Długo ją zapamiętam.
KR: Ja również. Choć na początku, jak dowiedzieliśmy, że Maciek się dostał do programu obawiałam się czy poradzimy sobie organizacyjne, trzeba było pod to podporządkować szkołę, naszą pracę, życie w domu, ale udało się. To co się wydarzyło w trakcie nagrywania programu, i także po jego emisji, pozytywnie mnie zaskoczyło. Także sam Maciek. Zobaczyłam własnego syna w całkiem nietypowej sytuacji i poradził sobie, jestem z niego dumna.
MR: Rodzice sprawili mi najfajniejszy prezent po programie, dostałem robot kuchenny o jakim marzyłem, taki jak można dostać w programie jak się dalej przejdzie. Choć jedna koleżanka powiedziała mi, ze mam dziwne marzenia na 13-letnie dziecko. Ale ja się z niego cieszę i ciągle z niego korzystam.
MG: Na zakończenie muszę zapytać co najbardziej lubisz gotować?
MR: Różne rzeczy gotuję i piekę, biorę przepis, później zazwyczaj go modyfikuję i wychodzi coś nowego. Najlepiej czuje się chyba z deserami. Poza tym mama i brat uwielbiają moje fondant z białej czekolady z żurawiną.
MG: Oprócz wspomnień jakieś pamiątki zostały?
MR: Certyfikat, medal i fartuch z podpisami jurorów.