– To są tacy cisi święci, ich się na ołtarze nie wyniesie… – mówi o pracownikach Fundacji Osób Niepełnosprawnych Krystyna Hojoł, mama Ani. Kiedy jej córka po raz pierwszy trafiła do Podolan, miała lat 20. Dziś to kobieta 35-letnia, związana z tym miejscem jak z rodzinnym domem. Ani ona ani jej mama nie wyobrażają sobie, co by było gdyby „Podolany” nie istniały.
– Teraz jest już lepiej, ale 15 lat temu znalezienie miejsca, w którym moje dziecko miałoby opiekę i pomoc – graniczyło z cudem. Ania jest szczęśliwa – ma tu swoje miejsce. O pani Marysi mówi, że to jej druga mama. Ma tu przyjaciół, jest akceptowana, kochana. Kiedy zachorowała i była w szpitalu, w odwiedziny przyszło tak wielu „podolańczyków”, że musiała się z nimi spotkać na korytarzu przy portierni, bo nie zmieściliby się gdzie indziej – wspomina pani Krystyna. – Gdy potrzebowała rehabilitacji, zajęli się nią terapeuci z Podolan. To są wzruszenia, które mam zawsze w swoim sercu. Dziecko z Daunem gdy pozostaje w domu cofa się w rozwoju – musi kochać i być kochane, akceptowane. Tu ma wszystko. Nie jestem w stanie wyrazić wdzięczności ludziom, którzy to sprawili, tym bardziej, że zdaję sobie sprawę, jakie problemy sprawiają czasem ich podopieczni – mówi pani Krystyna.
Docenia też, że dzięki Fundacji Osób Niepełnosprawnych jej córka ma szanse na to, by żyć jak inni: – poznała świat – była we Włoszech, leciała samolotem do Bułgarii. – Jest dowartościowana – występy na festiwalach sprawiają, że czuje się artystką – dla zwykłego społeczeństwa byłaby nikim – stwierdza mama Ani. – Dlatego co roku, gdy trwa festiwal piosenki jestem tu od rana do wieczora – dodaje.
Festiwal to jednak tylko kilka dni i… rutyna.
W Podolanach wiedzą już, jak się do niego przygotować, jak poprowadzić, na co zwrócić uwagę. Wszystko działa jak w zegarku, bo w ciągu kilkunastu lat cały mechanizm zdążył się już dotrzeć. Ale ważniejsza od tego dorocznego święta jest codzienność. A ta nie zawsze jest łatwa, bo przecież opiekunowie mają do czynienia z ludźmi poważnie chorymi, na których upływ czasu działa mocniej niż na zdrowych. Odpowiadają za nich – muszą wiedzieć, z czym mogą się liczyć, zwracać nieustannie uwagę na ich zachowanie, bo chwila nieuwagi może kogoś kosztować życie. Swoich wychowanków znają czasem lepiej niż ich rodziny – są z nimi przecież każdego dnia po 8 godzin. Dzięki temu potrafią wychwycić objawy choroby, a w razie zagrożenia wezwać natychmiast pomoc. Zdarzyło się już, że z Podolan zabrało pacjenta pogotowie lotnicze, a szybka interwencja uratowała mu życie. – Jest trudno, ale ja lubię tę pracę – mówi Maria Marosz, która podobnie jak kierująca WTZ Romana Szlachetka-Mulik jest w Podolanach od samego początku. „Kariery” tu nie zrobią, zarobki też nie są imponujące, podopieczni mają różne humory, ale potrafią to wszystko wynagrodzić. Bo tutaj jest normalny świat – taki jak powinien być ten na zewnątrz. Tu „dzieci” codziennie pytają swoich opiekunów jak oni się czują, pochwalą za ładną bluzkę (ale skrytykują za brzydką), gdy narozrabiają, powiedzą: przepraszam. To nic, że znowu zrobią to samo – ale przeproszą. Przytulą się i zwierzą ze swoich kłopotów. Podarują własnoręcznie namalowany obrazek i powiedzą, że kochają. Albo – jak nowi podopieczni Ania i Adrian oświadczą, że już nie chcieliby wracać do szkoły, że im tu dobrze. – Oni nie dają się nie lubić…Tu jest dobry świat. Tu każdy każdego akceptuje – mówi w zamyśleniu pani Roma. – My dajemy im dużo czasu, pracy i miłości, ale oni nam to oddają. Oni się rozwijają, a my przez nich. Żeby nauczyć się żyć, trzeba pobyć tutaj. I tak właśnie uważają nie tylko pracownicy, ale wolontariusze, głównie uczniowie z Dobczyc, którzy z podolańczykami związani są już od wielu lat. Gdy powstawała fundacja – dzieło Zbigniewa Wojasa, nie myślącego nawet w roku 1997 o piastowaniu gminnej władzy, trudno było przewidzieć, że rozwinie się tak znakomicie, a przez jej siedzibę będą się przewijać tysiące mieszkańców gminy. Bo ośrodek nad Rabą służy nie tylko niepełnosprawnym, ale także pacjentom wymagającym doraźnej pomocy, rehabilitacji.
Popołudniami jest tu jak w ulu. Rehabilitantka, Iwona Pieniążek uwija się pomiędzy pacjentami. Niczego nie przeoczy – tu masaż, tam ćwiczenia, prądy i pole magnetyczne, laser i krioterapia…Chętnych nie brakuje – niepełnosprawne dzieci i mieszkańcy gminy Gdów ze skierowaniami od lekarza pomoc mają za darmo, inni płacą za zabiegi, ale w porównaniu z cennikiem w innych placówkach to kwoty symboliczne. Pani Iwona, którą pacjenci wychwalają pod niebiosa za wiedzę, fachowość, życzliwość i zorganizowanie codziennie pomaga około 30 osobom. Pacjentki: Ewa Grzywacz, Maria Pilarska i Maria Piwowarska, które tu spotykam, są stałymi „bywalczyniami” Podolan. Wolą rehabilitację niż skalpel, toteż korzystają z zabiegów i ćwiczeń. Nie brakuje też młodych ludzi, którzy odzyskują tu sprawność np. po operacji kolana. – Gdzie druga wieś, która miałaby taki ośrodek? – pada retoryczne pytanie. A przecież działalność FON nie ogranicza się do prowadzenia WTZ i rehabilitacji. To także Centrum Wolontariatu, Uniwersytet Trzeciego Wieku i realizowanie projektów: Centrum Integracji Społecznej, Centrum Pomocy Rodzinom Osób Niepełnosprawnych, Akademii Aktywności Społecznej. Jak na jedną wiejską gminę – naprawdę wystarczy.
Barbara Rotter-Stankiewicz
FON W LICZBACH
• Wszystkie działania i świadczenia na rzecz podopiecznych i pacjentów prowadzone są ze środków Fundacji oraz funduszy pozyskanych z różnorodnych projektów. FON nie ma kontraktu z NFZ; na działalność, w tym rehabilitację leczniczą, Fundacja dysponuje rocznie 301.640 zł. Najwyższy udział w budżecie mają darowizny i wpłaty osób fizycznych – 43 proc, Gminy Gdów –23 proc. (w latach 2002-2018 w ramach dotacji dla organizacji pozarządowych
przyznano łącznie z budżetu gminy FON w Podolanach 573 000 zł, natomiast CARITAS Archidiecezji Krakowskiej – 1 087 500 zł) oraz środki ze zbiórek publicznych (19 proc.).
• Fundację można wesprzeć przeznaczając na jej konto 1 proc. podatku. Numer KRS to: 0000179900
• Rocznie rehabilitacją obejmuje się około 650 pacjentów dorosłych i dzieci. Pracownicy Fundacji wykonują 23. tysiące zabiegów. Na podstawie umowy o pracę zatrudnione są 4 osoby na 3 etatach.
• Na działalność Warsztatów Terapii Zajęciowej FON dysponuje kwotą 540.784 zł z dotacji z PFRON oraz z Powiatu Wielickiego. WTZ zatrudniają pracowników łącznie na 9,25 etatu. Opiekują się oni 30 niepełnosprawnymi uczestnikami.
• Wszyscy członkowie statutowych organów FON nie pobierają żadnych wynagrodzeń i innych gratyfikacji wykonując swoje obowiązki społecznie.