„HEN -HAFT” to pracownia strojów ludowych i stylizowanych. Na zamówienie wykonują stroje ze wszystkich regionów Polski.
Zapraszamy na rozmowę z dwom kobietami, które realizację swoich marzeń postanowiły wziąć w swoje ręce. O początkach firmy a także niedawno odbytej podróży do Rumunii opowiedzą założycielki pracowni Hen- Haft: Pani Henryka Poniewierska i jej córka Agnieszka Winiarska. Wielu z nas może znać obie Panie z ich pracy społecznej, obie angażują się w działania gdowskiego KGW.
MG: Niedawno wróciłyście Panie z Rumunii. Proszę powiedzieć jak doszło do tego wyjazdu? Dodajmy, że był to wyjazd zawodowy.
AW: 2 lata temu rozpoczęła się współpraca z grupą Polonii z Rumunii. Wtedy wygraliśmy przetarg, który ogłosił Urząd Marszałkowski.
Stroje przez nas wykonane i dostarczone przez Urząd Marszałkowski zdobyły uznanie obdarowanych członków zespołów folklorystycznych Polni Rumuńskiej z miejscowości Kaczyka i Nowy Sołaniec w Rumuni. Szefowa zespołu folklorystycznego z Nowego Sołańca nawiązała z nami kontakt bezpośredni w celu dalszej współpracy. Komunikacja odbywała się za pośrednictwem poczty elektronicznej i telefonicznie. Nawiązaliśmy bardzo miły, można powiedzieć przyjacielski kontakt. To zaowocowało decyzją, że dostarczmy stroje osobiście. Chcieliśmy poznać tą społeczność. Ten miły kontakt telefoniczny miał odzwierciedlenie w rzeczywistości. Spotkaliśmy się z niezwykłą uprzejmością lokalnej społeczności zarówno Polni jak i społeczności Rumuńskiej. Region, który zwiedziliśmy tj. Bukowina, wywarł na nas duże wrażenie krajobrazowe, estetyczne, wszystko zadbane, bardzo czysto na ulicach i w obejściach domostw.
Mieszkaliśmy we wsi, gdzie żyją głównie Polacy. Tą polskość tam widać i czuć, zaryzykuję stwierdzenie, że bardziej niż u nas w kraju. Młodzież kultywuje tradycje polskie, które są przekazywane z pokolenia na pokolenie. Łza się w oku kręci. To trzeba zobaczyć na własne oczy. Ten wyjazd do była bardzo dobra decyzja.
Na miejscu w Nowym Sołańcu gdzie przekazywaliśmy stroje spotkaliśmy grupę turystów z Łodzi. Wśród nich była też reporterka z polskiego Radia Łódź, którą również zachwyciły wykonane przez nas stroje i przeprowadziła z nami wywiad o naszej pracowni i współpracy z Polonią z Rumuni.
My byliśmy zachwyceni lokalną społecznością i krajobrazami, ale nie zapomnieliśmy promować naszego regionu i gminy Gdów. Przed wyjazdem pozyskaliśmy promocyjne foldery naszej gminy oraz gadżety z logiem Gdowa, książki kulinarne i o historii naszych KGW. Przekazaliśmy te drobne upominki lokalnej społeczności w Nowym Sołańcu i Pleszy jak również grupie turystów z Łodzi. Być może zaowocuje to ich wizytą w naszym regionie?
MG: Czy wiedzą Panie z którego regionu Polski są mieszkańcy wsi, gdzie mieszkaliście?
AW: Migracja tej ludności jest zagmatwana, ale pokrótce można powiedzieć, że okres ten przypada na XVII – XVIII w. Ludność ta wywodzi się z południowej części Beskidu, obszary południowe Księstwa Cieszyńskiego, sięgające aż do Czadcy, Górale Czadeccy pochodzenia polskiego. Wśród przybywających tam Polaków należy wspomnieć o górnikach sprowadzonych do Kaczyki w celu budowy kopalni soli. Wieś nowy Sołaniec zaludniona została przez emigrantów min. ze Śląska, Galicji i Mazur. To taka krótka charakterystyka więcej nie chciałabym na ten temat się wypowiadać gdyż nie jestem ekspertem. Sama obecnie z wielką przyjemnością dokształcam się w tym temacie.
MG: Cofnijmy się jeszcze w czasie. Jakie były początki Państwa firmy?
HP: Całe życie marzyłam, aby haftować, ale żeby otworzyć zakład- do tego musiałam dojrzeć ja i cała rodzina. Teraz pomagają mi dzieci i wnukowie, a także ich drugie połówki. Naszą pracownię tworzą trzy pokolenia. Wcześniej haftowałyśmy dla siebie, rodziny i znajomych. Obie z córką jesteśmy członkiniami KGW w Gdowie co również wpływa na emocjonalną więź z folklorem.
AW: Rozpoczęliśmy działalność w 2012, pięć lat temu. Wszystko zaczęło się od projektu, który prawdę mówiąc napisałam gdzieś w nocy, na kolanie. Udało się. Otrzymaliśmy dofinansowanie i ruszyliśmy z miejsca. Wyremontowaliśmy z tych pieniędzy pomieszczenie i kupiliśmy pierwsze maszyny. Jako beneficjenci dotacji unijnych jeździmy do różnych krajów prezentując naszą firmę, jesteśmy zapraszani na targi. Głównie tak zdobywamy dziś klientów. I oczywiście z poleceń. Jak ktoś jest zadowolony z naszej pracy, to nas poleca i tak to się kręci. Duże wsparcie, zwłaszcza na początku otrzymaliśmy od LGD Doliny Raby.
Teraz będziemy pisać kolejny projekt, może uda się uzyskać dofinansowanie na nowe maszyny, które są niezbędne do pracy, chcemy też rozbudować pracownię.
MG: Czy zachęcają Panie innych do ubiegania się o dotacje unijne?
AW: Tak, zdecydowanie tak. Wiem, że ludzie mają obawy, że rozmowa z urzędnikiem jest nie do przejścia lub przeraża liczba dokumentów do wypełniania, ale jak widać na naszym przykładzie jest to do zrobienia. Wszędzie to mówię i podkreślam, że warto starać się o dotację. To naprawdę duża szansa, aby ruszyć z miejsca. Szansa na spełnienie własnych marzeń, planów zawodowych a co za tym idzie satysfakcji i zadowolenia z życia. Uważam, że każdy ma prawo korzystać z dostępnych na rynku środków w celu rozwoju.
MG: Kim są Wasi klienci?
HP: Różnie, mamy zamówienia indywidualne np. rodzice czy dziadkowie chcą strój dla dziecka/wnuczki. Bardzo dużo zespołów regionalnych u nas zamawia, czasem firmy.
AW: Jak mama wspomniała klienci są zróżnicowani, indywidualni, zespoły folklorystyczne, KGW, stowarzyszenia, przedszkola, szkoły z całej Polski i nie tylko. W związku z dużą migracją Polaków po całej Europie i świecie wysyłamy zamówienia w różne zakątki, najdalej szyliśmy strój krakowski do Nowej Zelandii, śmieję się, że dalej już się nie da. Wykonujemy nie tylko stroje krakowskie. Realizujemy zamówienia z całego kraju. Szyliśmy stroje rzeszowskie, biłgorajskie, kurpiowskie z regionów świętokrzyskich, Mazowsze itd. Hafty i kroje wykonujemy z projektów przedstawionych przez klienta jak również z naszych opracowanych wcześniej projektów. Często też współpracujemy z etnografami z danego muzeum etnograficznego w celu ustalenia np. wzoru haftu dla danego regionu. Rzetelne odwzorowanie jest bardzo ważne dla zespołów, które biorą udział w konkursach gdzie oceniany jest strój.
MG: Rozumiem, że praca to jednocześnie Wasze hobby?
AW: Zdecydowanie. Czasem musimy się nawzajem pilnować, aby będąc gdzieś, np. na dużych uroczystościach, gdzie ludzie występują w strojach regionalnych, nie myśleć o pracy, nie szukać nowych materiałów i wzorów, ale skupić uwagę na czymś innym.
HP: Cieszę się, że ta pracownia to jakiś pomysł na przyszłość dla dzieci i wnuków, tym bardziej, ze widzę, że ich to cieszy. W niektórych rzeczach, jak w obsłudze maszyn czy zakupie odpowiednich materiałów chłopcy są już lepsi ode mnie i córki. Nie wstydzą się ubierać strojów regionalnych. To bardzo cieszy.
zdj. archiwum prywatne