Nie tylko o nowej płycie w rozmowie z Januszem Gajcem

Zapraszamy na rozmowę z Panem Januszem Gajcem- mieszkańcem Winiar, jednym z niewielu polskich artystów, który gra na fletni Pana.  Jego przygoda z muzyką rozpoczęła się w latach 60-tych. Występował jako wokalista i perkusista z krakowskimi zespołami m.in. Biała Gwiazda, Telstar, Czarne Koty. Współpracował z Andrzejem Zauchą, Janem Wojdakiem, a przez ponad pięć lat w Teatrze Starym w Krakowie wykonywał wokalizę w spektaklu Biesy Andrzeja Wajdy. Ponad 25 lat koncertował za granicą m.in. w Niemczech, Szwajcarii, Austrii, Holandii. Pan Janusz niedawno wydał swoją nową płytę: „Fletnia Pana, Kolędy, Pastorałki”.

Janusz_Gajec_22MG: Dzień Dobry, przed świętami do rąk słuchaczy trafiła nowa Pana płyta z kolędami i pastorałkami. Kiedy powstał pomysł jej nagrania?

JG: Pomysł powstał bardzo dawno. Jak wróciłem na stałe do Polski, to powiedziałem sobie, że muszę nagrać kolędy. Ale nigdy nie było czasu. Teraz mnie syn bardzo zmobilizował.

Płyta powstawała długo, cały rok się do niej przygotowywałem, wszystko robiłem sam. Ale podkłady na nią zbierałem już od kilku lat. Robiliśmy je razem z kolegami czasem nawet nie myśląc o konkretnej płycie. Potem kupiłem urządzenie, na którym mogłem zmieniać tempo, podmieniać instrumenty, tonację- siedziałem godzinami, ustalając jaki chcę mieć ten finalny produkt. Płyta nagrana została w studio w Krakowie, wyszła na rynek w listopadzie 2016.

MG: Co było najtrudniejsze w pracy nad płytą?

JG: Nie jest łatwo wpleść odgłosy zwierząt, czy płaczącego bądź śmiejącego się dziecka w muzykę, aby wszystko do siebie pasowało i wtopiło się w całość. Chciałem, aby słuchacz mógł się poczuć jak w szopce.

Wybrałem najbardziej znane kolędy polskie, i kilka zagranicznych przebojów: Jingle Bells’, White Christmas. Wszyscy nucimy je od dziecka. Nie są to jednak proste utwory do zagrania na jednym instrumencie.

MG: Gdzie można nabyć Pana płytę?

JG: Ta płyta w porównaniu do moich trzech wcześniejszych z muzyką evergreenową ma znacznie mniejszy nakład. Jest do nabycia w Krakowie w księgarni Muza na ul. Królewskiej, księgarni muzycznej Kurant na Rynku Głównym i księgarni diecezji św. Stanisława na ul. Św. Anny. Jeśli ktoś chciałby zakupić płytę w Gdowie, wszelkich informacji udzielimy pod numerem telefonu:12 251 43 67 w.22.

MG: Fletnia Pana to mało znany instrument w Polsce. Skąd pomysł, aby zacząć właśnie na nim grać?

JG: Był czas, że dużo koncertowałem za granicą, m.in. w Szwajcarii. Tam kochają Fletnię Pana. Pewnego dnia widziałem mężczyznę, który grał na niej na ulicy w jednym z kurortów.  Taki mi się spodobało, że chciałem spróbować. Początki okazały się cięższe niż przypuszczałem. Ale Fletnia Pana podbiła moje serce. Pierwszą płytę nagrałem po 6, może nawet 8 latach od kiedy zacząłem grać. Człowiek cały czas się uczy, ciągle to robię. Uważam, że ten instrument śpiewa, a ja kocham śpiewanie więc muzyka wypełnia mój czas.

MG: Czy cały czas gra Pan na jednym instrumencie?

JG: Mam 6 Fletni Pana. Każda ma inne tonacje, na jednych się gra łatwiej na innych bardzo trudno. Na płycie świątecznej używałem trzech różnych Fletni Pana.

MG: Wspomniał Pan, że często koncertował za granicą. Czy są występy, które w sposób szczególny zapadły Panu w pamięć?

JG: Pamiętam jak zespół The Platters grał koncert na Hali Wisły w Krakowie, po nim przyszyli Pod Jaszczury, gdzie ja grałem, i wtedy dostałem od nich zdjęcie podpisane: „dla polskiego Presleya”. To było bardzo miłe. Potem spotkałem się z nimi w Monachium, w znanym klubie „Lembach Palast”. Tam właśnie grali po naszym występie.

Dobrze pamiętam sylwestra w kurorcie Gstaad w Szwajcarii, gdzie bawili się  m.in.: Roger Moor z żoną, George Hamilton, Linda Evans.

Wszystkie występy, trasy koncertowe są ważne ze względu na ludzi, których poznałem. Do dziś z niektórymi utrzymujemy kontakty. Ostatnio wydarzyło się coś nieprawdopodobnego, aż trudno było mi uwierzyć. Zadzwonił do mnie ze Stanów kolega,  aby poinformować mnie, że kupił moją płytę w Internecie. Nie byłoby  w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że ostatni raz widzieliśmy się chyba w czasie stanu wojennego.

MG: Dziś mieszka Pan w gminie Gdów. Jak to się stało, że został Pan mieszkańcem Winiar?

JG: W pewnym okresie był taki trend, że z Krakowa jeździło się nad Rabę na wakacje czy na weekendy. W tych okolicach mieszkała rodzina mojej żony, więc nad Rabę jeździliśmy właśnie tutaj. Spodobało mi się, i kupiłem działkę. Miała to być działka rekreacyjna. Ale jak wróciłem z trasy i zostałem na stałe w Polsce postanowiłem wyprowadzić się z Krakowa. I tak zostałem mieszkańcem Winiar. Tu w ciszy i spokoju, dobrze mi się gra i ćwiczy.

MG: Dziękuję za rozmowę.

JG: Dziękuję.

unnamed

Autor: admin

Udostępnij post na:

Skip to content