„Nie ma czegoś takiego jak publiczne pieniądze. Jeśli rząd mówi, że komuś coś da, to znaczy, że zabierze tobie, bo rząd nie ma żadnych własnych pieniędzy” – to słowa nieżyjącej już premier Wielkiej Brytanii Margaret Thatcher. Są one wciąż aktualne, bo ludzi nadal najłatwiej „kupić” pieniędzmi. Szczególnie tych, którzy nie znają podstaw ekonomii i traktują państwo wyłącznie jako dojną krowę. Łatwiej dać im gotówkę, niż zachęcić do aktywności zawodowej. W konsekwencji ludzie przedsiębiorczy i pracowici tracą: muszą ze swoich podatków i składek utrzymać coraz bardziej rozbudowany system świadczeń i zasiłków.
Ile kosztuje gminna oświata?
Nieprzemyślane reformy oraz wszechobecne obietnice sprawiają, że cierpi na tym m.in. oświata. A oświata to nic innego jak nasi uczniowie, nauczyciele, rodzice… Niestety pomiędzy „młotem a kowadłem” stoją samorządy lokalne. Z jednej strony rozumieją rozterki nauczycieli, jednak środki przekazywane z budżetu państwa na oświatę są ograniczone. Z roku na rok samorządy z własnych pieniędzy dopłacają do szkół coraz więcej i więcej. Odbywa się to kosztem innych, ważnych zadań w gminie, bo budżet z gumy nie jest. Gminy od czasu przejęcia roli organu prowadzącego borykają się co roku z problemem niedofinansowania zadań oświatowych. Pieniądze z budżetu państwa absolutnie nie pokrywają rzeczywistych kosztów prowadzenia szkół. Jak to wygląda w gminie Gdów? w 2018 roku subwencja z budżetu państwa wyniosła ok. 20,6 mln zł, natomiast wydatki na oświatę w tym czasie – ponad 28 mln zł (nie licząc kosztów inwestycyjnych). Oznacza to, że z własnych środków gmina musiała przeznaczyć dodatkowo ponad 7,5 mln zł. W 2019 r. jest jeszcze trudniej. Kwota subwencji oświatowej dla gminy to ok. 21 mln zł, natomiast budżet oświatowy pochłonie ponad 30 mln zł. Gmina musi zrezygnować z innych wydatków i dołożyć do szkół ok. 9 mln zł! Co ciekawe, tegoroczna subwencja jest wyższa zaledwie o ok. 400 tys. zł, natomiast obiecane podwyżki wynagrodzeń z 2018 r. pochłoną w 2019 r. roku ponad 850 tys zł. Mało tego, kolejne podwyżki zagwarantowane podczas kwietniowego strajku dodatkowo będą kosztować budżet około 600 000 zł. Co więcej, ostatnie podwyżki musiały być wypłacone nauczycielom na początku września, a na ten cel nie wpłynęła wtedy do gminnej kasy nawet złotówka. Dodatkowo, z gminnych szkół „zniknął” jeden rocznik – dotychczas było ich 9 (6 klas szkoły podstawowej i 3 gimnazjalne). Teraz mamy tylko 8 roczników, czyli uczniów szkół podstawowych. Oznacza to także straty finansowe dla samorządu lokalnego. Budynków szkolnych jest nadal tyle samo, nauczycieli i pracowników obsługi również, a subwencja w skali roku będzie mniejsza o około 1,7 mln zł. Fundusze na ten cel też będzie trzeba znaleźć. A gdzie? Może w kieszeniach mieszkańców, którzy będą musieli zapłacić wyższe podatki, a może zrezygnować z jakiejś inwestycji, nowej drogi czy chodnika, rozbudowy szkoły czy remizy…. Problemem jest też wzrost płacy minimalnej i sposobu jej wyliczenia. Do tej pory dodatek stażowy wliczany był do wynagrodzenia zasadniczego. Teraz to ma się zmienić, a wydatki gminy na pensje pracowników obsługi w skali roku pochłoną dodatkowo około 300 000 zł. Niektórzy mówią, że w ten sposób pracownikom obsługi może zostać wyrządzona „niedźwiedzia przysługa”, ponieważ samorządy szukając oszczędności mogą korzystać z usług firm zewnętrznych, co nieść będzie ze sobą likwidację kosztownych etatów.
NIK: reforma edukacji źle przygotowana
Niedofinansowanie oświaty, nauka na zmiany, kumulacja roczników przy tegorocznym naborze, przeładowane podstawy programowe, trudniejszy dostęp do pracowni przedmiotowych, zajęcia wychowania fizycznego na korytarzu oraz trudności z układaniem planu lekcji – takie zarzuty pojawiły się w raporcie Najwyższej Izby Kontroli, dotyczącym reformy oświaty. Według Izby wprowadzone zmiany spowodowały pogorszenie warunków nauczania w części szkół – lokalowych czy wyposażenia sal w pomoce dydaktyczne. Ponadto, subwencja oświatowa, z której miały być sfinansowane zmiany, wzrosła ledwie o 6 proc., a wydatki samorządów na szkoły powiększyły się aż o 12 proc. W ocenie Izby, reforma została przygotowana i wprowadzona „nierzetelnie”.
Mniej pieniędzy w samorządzie to mniej inwestycji
Zmiany w systemie podatkowym polegające np. na likwidacji PIT dla osób poniżej 26 roku życia, zmniejszenie stawki PIT w I grupie podatkowej z 18 proc. do 17 oraz dwukrotny wzrost kosztów uzyskania przychodu powodują kolejne uszczuplenie budżetów gmin. Na chwilę obecną trudno dokładnie oszacować straty, jednak ze wstępnych analiz wynika, że jeszcze w tym roku będzie to około 0,5 mln zł, natomiast w przyszłym roku budżet gminy będzie mniejszy o około 1,6 mln zł. Niższe wpływy do budżetu gminy to mniej pieniędzy na wydatki. Znów być może będzie trzeba z czegoś zrezygnować lub wstrzymać którąś z rozpoczętych inwestycji. Innym rozwiązaniem mogłoby być podniesienie podatków czy innych opłat lokalnych. Kto to pokryje? My, mieszkańcy… Ponure prognozy: niższe dochody i rosnące wydatki. Pogarszająca się sytuacja finansowa samorządów lokalnych w krótkim czasie doprowadzi do znacznego spadku inwestycji, problemów z wykorzystaniem środków unijnych, a w skrajnych przypadkach do niewydolności w realizacji podstawowych zadań i usług publicznych. Zaplanowanie przyszłorocznego budżetu gminy będzie nie lada wyzwaniem, ponieważ niższe dochody i rosnące wydatki nijak się nie równoważą. Pytanie, jak załatać tę dziurę w budżecie? Wstrzymać rozpoczęte inwestycje? Drastycznie podnieść podatki? Czy może brać kredyty i zadłużać przyszłe pokolenia? Które z rozwiązań nie zostałoby wskazane, to i tak uszczupli nasze budżety domowe.