Młodzi i szczęśliwi – wywiad z Kabaretem Młodych Panów

Dokładnie dwa miesiące temu, 18 maja 2017, na scenie Gminnej Hali Sportowej w Gdowie, gościło czterech „młodych panów”. Robert Korólczyk, Łukasz Kaczmarczyk, Mateusz Banaszkiewicz i Bartosz Demczuk wystąpili przed gdowską publicznością w spektaklu „Bogowie”. To był niezapomniany wieczór, pełen humoru, refleksji i doskonałej zabawy. Wspominając to wyjątkowe wydarzenie, zapraszamy do zapoznania się z wywiadem, który przeprowadziliśmy z „Kabaretem Młodych Panów”.

Jak się panowie poznali? W jakich okolicznościach zapadła decyzja, że zakładacie kabaret?
B.D: – Ja poznałem Roberta w 1996 roku, wtedy wszystkie restauracje on obsługiwał, był kelnerem, a ja zamawiałem i się spodobaliśmy sobie… (śmiech)
R.K: – Generalnie już istniał wtedy kabaret „Nic”, w którym ja działałem, Łukasz był w kabarecie „Nołnejm”, później założyliśmy kabaret „Dudu”. Zaprosiliśmy do udziału naszego Mateusza i graliśmy tam we trzech, a Łukasz w „Nołnejm”. Po jakimś czasie „Dudu” się rozpadło i była taka chwila, że niewiadomo było, co robić dalej. Tęskniliśmy za sobą i zacząłem dzwonić do kolegów i namawiać ich, żeby zrobili Kabaret Młodych Panów. Znamy się już o wiele dłużej niż sięga historia Kabaretu Młodych Panów. W Rybniku jest Rybnicka jesień kabaretowa, kiedyś było tam bardzo prężnie działające środowisko kabaretowe, mieliśmy więcej kabaretów niż Zielona Góra.

Już 13 lat jesteście razem na scenie jako KMP. Jaki jest przepis na udany zespół?
KMP: – Perkusja, bas, gitara (śmiech)
R.K.: – To trochę jak w małżeństwie: akceptować swoje wady, wyciągać zalety, rozmawiać ze sobą, czasami coś przemilczeć i robić sobie przerwy od siebie, bo to jest naprawdę wiele godzin nie tylko na scenie, ale w busie, w hotelu itd. To wymaga dużej równowagi, a ona nie zawsze jest łatwa. Różnie bywa z naszymi emocjami, bo każdy z nas poza tym, że jest na scenie – żyje prywatnie. O każdy związek trzeba dbać.

Czym kierujecie się tworząc skecze?
KMP: –Żeby było śmiesznie… Świat ogólnie nas inspiruje, to co się dzieje dookoła, czasami nas coś zbulwersuje, czasami rozbawi, staramy się wyłapywać wszystko – czasami news w telewizji, czasami w radiu coś usłyszymy, na wywiadzie pojawi się coś ciekawego… Przybiegamy na próbę z gotowym zarysem pomysłu, żeby go wyrzeźbić.

Co było inspiracją do powstania programu „Bogowie”?
KMP: To jest taki program o korporacji trochę, a tematy skeczy są różne, więc można
powiedzieć, że forma prowadzenia i otoczka programu jest – taka korporacyjna, pokazuje wyścig szczurów. Moment, kiedy się wszystkim wydaje, że złapali pana Boga za nogi, każdemu się wydaje też, że jest bogiem w swoim życiu. Nasz realizator dźwięku i światła taki jest, pierwowzór (śmiech). A skecze już są tematycznie różne, właśnie w nich są nasze wszystkie przemyślenia, to co wyłapaliśmy z rzeczywistości.

Z czego – Waszym zdaniem – ludzie najbardziej lubią się śmiać?
R.K: – Chyba z siebie, często tak jest, że jak zobaczymy siebie lub swojego sąsiada to się śmiejemy, a później przychodzi refleksja, że to może o nim było, a może o kimś, kto siedzi obok nas. Każdy kogoś tam widzi w naszych postaciach. A kabaret jest od tego, żeby prześmiewać skrajności. Gdyby ludzie nie pletli głupot, głupio się nie zachowywali, głupio nie wyglądali, to byśmy nie mieli roboty; po prostu gdyby wszyscy byli fajni, to my nie mielibyśmy się z czego śmiać. Polityka jest też polem do popisu – ludzie chcą dać upust negatywnej energii, która się zbiera w nich i my czasami im to umożliwiamy. Preferujemy humor obyczajowy, społeczny, no ale ta polityka u nas tak wniknęła w życie, że nie da się jej pominąć całkowicie. My nie jesteśmy kabaretem politycznym, ale polityka jest częścią naszego życia społecznego, ona się gdzieś tam przewija.

Gdyby nie było kabaretu Młodych Panów, pracowalibyśmy jako…
B.D.: – Ja bym pracował w Centrum Kultury w Gdowie (śmiech).
M.B. – Ja osobiście nie wyobrażam sobie, żebym mógł robić coś innego.
Ł.K. – Też ciężko mi sobie wyobrazić, ale chyba byłbym gdzieś w domu kultury na etacie, bo jestem kaowcem z wykształcenia.
R.K: – A ja bym siedział pewnie dalej w Urzędzie Miejskim w Świdnicy, bo stamtąd odchodziłem, kiedy już zdecydowałem na stałe robić tylko i wyłącznie kabaret z kolegami. Źle mi tam nie było, ale nie byłem w zgodzie sam ze sobą. Teraz jestem szczęśliwy- robię to co lubię i jest tak zwana idealna sytuacja.

Rozmawiała Wioleta Chmiela

Autor: Redaktor1

Udostępnij post na:

Skip to content