Rozmowa z KRZYSZTOFEM PTAKIEM lekarzem pediatrą i specjalistą medycyny rodzinnej, od ponad 30 lat związanego z gdowskim Ośrodkiem Zdrowia.
Od ponad trzech dekad, jako lekarz rodzinny, opiekuje się Pan mieszkańcami naszej gminy. Wielu z nich zna Pan od urodzenia, a czy Pan jest z urodzenia gdowianinem?
KP: Praktycznie tak, co prawda urodziłem się w Krakowie, w szpitalu krakowskim, ale kiedy przyszedłem na świat, moi rodzice mieszkali już w Gdowie. Choć oni nie byli stąd – pochodzili z Raciborska, przeprowadzili się tutaj, bo tata, który też był lekarzem dostał tu pracę. Był pierwszym lekarzem ubezpieczenia społecznego na tym terenie. To były lata 50-te. Obecny Ośrodek Zdrowia na ul. Młyńskiej jest otwarty od 1961 roku, wcześniej ojciec przyjmował w prowizorycznym ośrodku zlokalizowanym na ul. Bocheńskiej,za budynkiem obecnego Zespołu Szkół a później vis a vis Domu Strażaka (ten dom już nie istnieje),. Natomiast pierwsze nasze mieszkanie było nad szwalnią, na przeciwko młyna, następne w budynku obecnego Urzędu Gminy.
MG: Jak pamięta Pan Gdów z początków swojej pracy? Czy bardzo się zmienił?
KP: Ja zaczynałem pracę w 1982 roku, od tego czasu nasza miejscowość bardzo się zmieniła, nawet ciężko to porównywać. Choć te najbardziej dynamiczne zmiany to ostatnie kilka lat. Przede wszystkim Gdów był mniejszy. Tu gdzie w tej chwili mieszkam, przy ul. Krakowskiej było zaledwie kilka domów. I tu się kończył Gdów. Jeśli chodzi o pracę, budynek Ośrodka Zdrowia był bardzo zniszczony, przez lata nic w nim nie było remontowane. Przez pewien czas był pod zarządem Myślenickiego ZOZu. To były trudne warunki pracy. Grzyb na ścianach i na suficie, częste problemy z kanalizacją, jakieś pęknięte rury itp. do tego dziesiątki ludzi do przyjęcia jednego dnia. Wtedy przyjmowaliśmy pacjentów na dole, nad nami była izba porodowa -to były jeszcze te czasy. Dopiero na przełomie lat 80/ 90 , kiedy byłem radnym gminnym w pierwszej kadencji po zmianie ustroju, zwróciliśmy się do ówczesnych władz gminy z prośbą, aby budynek ośrodka powrócił pod zarząd gminy. Udało się, i wtedy zaczęło się zmieniać. To był początek kontraktów z kasą chorych, sami robiliśmy remonty wewnątrz. Z czasem, już ze środków unijnych, zmieniono elewację, wymieniono okna, centralne ogrzewanie.
MG: Czy na wybór Pana ścieżki zawodowej miało wpływ to, że Pana ojciec był lekarzem?
KP: Nie ukrywam, że to jakoś poszło z automatu, nie wchodziły w grę inne opcje. Chciałem iść na medycynę od szkoły średniej. Z tatą w związku z jego zawodem, nie miałem tak częstego kontaktu jak bym tego sobie życzył – teraz rozumiem, bo sam pracuję po 12 godzin. Kiedyś jeszcze zdarzały się telefony pacjentów w nocy, teraz to należy, na szczęście, do rzadkości, bo jest opieka całodobowa.
MG: Czy tradycja lekarka jest lub będzie w Pana rodzinie nadal kontynuowana?
No nie wiem. Syn ukończył Wydział Prawa na UJ, może wnuczka pójdzie w moje ślady
MG: Jest Pan pediatrą. Czy podobnie jak z wyborem studiów wiedział Pan od początku jaka to będzie specjalizacja?
KP: Nie, to, że jestem pediatrą to był zbieg okoliczności. Myślałam o chirurgii lub internie. Ale los zdecydował inaczej, ponieważ w trakcie pracy w ZOZie Myślenickim okazało się, że z Gdowa odeszła doktor Wróblewska – pediatra i zwolniło się miejsce, do którego mnie skierowano. Były dni, że trzeba było przyjąć minimum 80, a nawet do 120 dzieci, a jeszcze kilka wizyt domowych. Wtedy taksówkami jeździłem do pacjentów, nie mieliśmy samochodu, mało kto miał. Na postoju stało kilkanaście taksówek. Starałem się tak ułożyć plan wizyt domowych, aby taksówkarz nie jeździł tam i powrotem, tylko „za koleją”. Takie to były czasy.
MG: Już wiemy, że pracuje Pan po 12 godzin dziennie. Proszę nam zdradzić, jak lubi Pan odpoczywać.
KP: Jestem kinomanem. Uwielbiam oglądać filmy, ale zazwyczaj mam czas na to dopiero bardzo późnym wieczorem. Dla zdrowia jeżdżę na basen. Lubię też pracę w ogrodzie ,ale po operacji kręgosłupa już pewnych prac nie mogę wykonywać.
MG: Czy lubi Pan Gdów? A jeśli tak – to dlaczego? I co chciałby Pan zmienić?
KP: Lubię. Dobrze się tu mieszka. Podoba mi się, jak Gdów się zmienia. Bardzo się cieszę z powstającej obwodnicy. Już widać ograniczenia ruchu samochodów ciężarowych przez centrum Gdowa, i czekam, aż zostanie oddana druga część obwodnicy, bo to nam – mieszkańcom bardzo ułatwi życie. Lubię Rabę, nad którą można spacerować. Choć już nie jest to ta sama Raba, co w czasach mojego dzieciństwa. Kiedy byłem młody, zanim powstała zapora w Dobczycach, Raba była ciepła i czysta, bardzo lubiliśmy się w niej kąpać. Nawet odbywały się tutaj połowy łososia. Był też czas, w którym kursowała „zielona linia” – autobus, który przywoził mieszkańców Nowej Huty nad Rabę. W szkołach w Gdowie odbywały się kolonie. Czasem z chłopakami podśmiewaliśmy się z przyjezdnych dzieci, bo trzeba było je ratować w wodzie, nie znały rzeki tak jak my… Tęsknię też za tradycją kolędniczą, teraz są wprawdzie pojedyncze grupy, ale już o innym charakterze. Pamiętam, jak rodzina Danków z ul. Krakowskiej co roku z piękną szopką z lalkami wędrowała z kolędą po Gdowie. Co do zmian, to najbardziej marzy mi się Gdów z zakazem palenia węglem w piecach. Boli mnie także to, że wciąż jest tak niska świadomość ekologiczna naszych mieszkańców. Jesienią i zimą nie ma po co okna otwierać albo wyjść na spacer, bo ludzie chyba wrzucają do pieców wszystko co mają, z plastikiem włącznie .A jest to bardzo szkodliwe dla zdrowia i wiele osób chyba nawet nie wie jak sobie i innym szkodzi. Przy okazji: trwają wakacje- życzę wszystkim dzieciom i młodzieży , aby korzystali z ruchu na świeżym powietrzu a nie jak to jest obecnie z tzw. ” 3 FOTELI „- pierwszy fotel to ten samochodowy, drugi w szkole , a trzeci w domu z reguły przed TV i komputerem. Efektem tego jest to że 40% młodzieży ma słaba kondycje fizyczną. Pragnę tez poprosić o dbanie o swoje zwierzęta, zapewnienie im świeżej wody , pożywienia a tym uwięzionym na łańcuchach i w kojcach odrobinę wolności .
Rozmawiała: Iwona Warchał
[Not a valid template]