Kochaj czyli nie rób tego w kinie

Drodzy moi Czytelnicy, jak mieliście (mam nadzieję przyjemność) przeczytać niedawno, dość intensywnie zajęłam się treningami biegowymi. W ubiegły piątek jednak postanowiłam zrobić sobie dzień przerwy i w ramach relaksu pójść do kina na coś niezobowiązująco lekkiego, zapowiadającego nadchodzące milowymi krokami wakacje. Wybór mój padł na polską komedię romantyczną Kochaj. Ponieważ lekkie zmęczenie po pracowitym tygodniu dało o sobie znać, miękki fotel i ciemna sala dały mi poczucie komfortu i pozwoliły odpowiednio nastroić się do filmu.

I w zasadzie to by było na tyle, bo potem było już tylko gorzej, a cały nastrój wzięli diabli. Zacznę od razu z wysokiego C – nie warto. Szkoda czasu, pieniędzy na bilet i energii zużytej do skupiania się na akcji. Chociaż w zasadzie z tą akcją to trochę przesadziłam. Uff … Tak, tym razem będzie gorzko i wcale nie zamierzam się powstrzymywać.

Film Marty Plucińskiej jest mdłą, rozchwianą emocjonalnie i trudną do strawienia mieszaniną składników w ogóle się z sobą nie łączących. Komedia opiera się na dość wyświechtanym pomyśle pokazania wieczoru panieńskiego, tym razem w wersji „chciałabym, ale się waham”. Główna bohaterka o egzotycznym imieniu Sawa (w tej roli skądinąd rewelacyjna aktorka Olga Bołądź), której narzeczony (Mikołaj Roznerski) zwiedza właśnie dalekie kraje, w przeddzień swojego ślubu przeżywa zwątpienie zafascynowana nowopoznanym Krzysztofem. Jej przyjaciółki  Weronika (Magdalena Lamparska), Anka (Roma Gąsiorowska – Żurawska) i Oliwia (Aleksandra Popławska) oraz macocha (Małgorzata Kożuchowska) robią wszystko, żeby Sawa porzuciła wszelkie wątpliwości i wykorzystała ostatni wieczór wolności na szaloną zabawę do białego rana gdzieś, gdzie trzeba dolecieć samolotem. Niestety nie dowiadujemy się, co to za miejsce, ponieważ uczestniczki wyprawy w ostatniej chwili rezygnują i w tym momencie zaczyna się łzawa opowieść o miłości, dylematach uczuciowych i kilku innych rzeczach. Powrót do dziewczyńskich obietnic, że nigdy nie wyjdą za mąż przywodzi na myśl sceny retrospektywne z Lejdis Tomasza Koneckiego. Oprócz tego pojawiający się wątek zakochanego po uszy w Oliwii kandydata na premiera (Piotr Polk) oświadczającego się w studio telewizyjnym przy włączonych mikrofonach (o zgrozo!) powoduje, że nadmiar słodyczy staje się nie do zniesienia.

Całonocna wędrówka przyjaciółek i ich przygody kończą się oczywiście happyendem, ale jest to opowiastka tak banalna i przezroczysta, że aż korci, żeby wziąć kredki i podkolorować ją trochę.

Komedia romantyczna rządzi się swoimi prawami, ale nie dajmy się zwariować. Lekko, łatwo i przyjemnie nie znaczy byle jak, po linii najmniejszego oporu i byle do końca. Trochę przykro zwłaszcza, że aktorzy grający w tymże obrazku są aktorami naprawdę rewelacyjnymi. Przyznam się bez bicia, że kocham Piotra Polka, nie tylko zresztą za jego aktorstwo (mistrzowska rola w przedstawieniu Kolacja z Gustavem Klimtem w krakowskim Teatrze STU w duecie z Małgorzatą Foremniak), ale również śpiew – mam tu na myśli płytę Mój film z 2011 roku. Roma Gąsiorowska – Żurawska, która debiutowała u Jerzego Stuhra w filmie Pogoda na jutro, w tej chwili jest marką samą w sobie. O Oldze Bołądź już wspomniałam, a jej rola w Służbach specjalnych Patryka Vegi do dziś mnie fascynuje.

Cóż pozostaje Szanowni Czytelnicy. Jeśli chcecie pójść w totalne „odmóżdżenie”, to ten film jest jak najbardziej na miejscu. W każdym innym przypadku grozi mdłościami lub nawet czymś gorszym.

Wasza Subiektywna Kulturomaniaczka

7734951.3

grafika: filmweb.pl

Autor: admin

Udostępnij post na:

Skip to content