Franciszek Liszka mieszka w Bilczycach. Chodzi do drugiej klasy Szkoły Podstawowej w Gdowie. Obecnie jest członkiem tarnowskiego klubu TTSK K-Team. Swoją przygodę z kartingiem rozpoczął w wieku 5 lat.
– Wcześniej znałem gokarty, bo czasem z tatą jeździliśmy oglądać wyścigi w Krakowie, albo razem oglądaliśmy je w telewizji. Tata też trochę jeździ na gokartach. Mnie się to podobało i rodzice pozwolili mi spróbować. Jak byłem jeszcze w przedszkolu, to pierwszy raz zabrali mnie do Tarnowa na tor SpeedRace, gdzie mogłem jeździć gokartem halowym. Podstawowe rzeczy pokazywał mi tata – tak o początkach swojej „przyjaźni” z gokartami opowiada Franek. – Najbardziej podoba mi się ściganie. Na początku trochę bałem się prędkości, ale dziś jest super. Jeżdżę po torze 90 km na godzinę, a najbardziej lubię jeździć na mokrym torze jak pada deszcz i kontrolować poślizgi.
– Jak syn zaczynał to mąż był jego pierwszym nauczycielem, wtajemniczał go w swoje hobby, ale teraz już uczeń przerósł mistrza, i tata z Frankiem nie ma szans na torze – śmieje się pani Jadwiga, mama młodego sportowca.
Z hali na tor otwarty
Przez pierwsze lata rozwijania swojej pasji Franek jeździł na hali w Tarnowie. Z czasem zaczął brać udział w zawodach i odnosić sukcesy. – Pierwszy raz wygrałem w maju 2015 roku w konkursie z okazji Dnia Dziecka – wspomina chłopiec, a jego mama dodaje: – Startował wtedy w najniższej kategorii- gokarty o mocy 4,5 KM. Kilka miesięcy później zapisaliśmy go z mężem na kurs na sekcji kartingowej, gdzie trafił pod opiekę pana Łukasza Kiwiora – mistrza Polski. W marcu 2016 roku pierwszy raz uczestniczył w treningu na torze otwartym, a w maju wziął udział w Otwartym Turnieju Karting Super Cup na torze w Tarnowie. Udało mu się zdeklasować rywali, i wprawiając w osłupienie nie tylko nas – rodziców, ale także rywali i obserwatorów, wygrał cały konkurs. Ponieważ nie miał wtedy jeszcze licencji, w czerwcu tego samego roku na zawodach Rok Cup Poland wystartował w kategorii Baby Rok-Pokazy. Polega to na przygotowaniu do prawdziwych wyścigów. Zawodnicy nie otrzymują punktów ani nagród, ale zdobywają doświadczenie, aby po uzyskaniu licencji wystartować w wyścigach.
W lipcu 2016 Franek zdobył licencję kartingową. Aby to osiągnąć musiał zdać egzamin praktyczny i teoretyczny z przepisów. Pod koniec sezonu 2016 na otwartych torach osiągnął dwa razy trzecie miejsce, startując w najmłodszej grupie wiekowej i zdobywając tytuły: Drużynowy Kartingowy II Wicemistrz Polski w Pucharze Rok w kategorii Baby Rok oraz Drużynowy II Wicemistrz w Pucharze Polski serii Rok.
O obawach i stereotypach
O lękach, jakie często towarzyszą rodzicom małych wyczynowców opowiada mama Franka: – Nie mieliśmy większych obaw, że nie jest to odpowiedni sport dla małego dziecka. Pewnie dlatego, że mąż już trochę o nim wiedział, poza tym dużo czytaliśmy na temat bezpieczeństwa w kartingu. Przeglądaliśmy statystki wypadków, czytaliśmy o wyposażeniu, które jest obowiązkowe, o budowie gokarta, jak zbudowane są tory do jazdy itp. Wszystkie uzyskane informacje utwierdziły nas w przekonaniu, że nie jest to sport niebezpieczny i nadaje się dla dzieci. Statystki pokazują, że na torach rzadko dochodzi do poważnych wypadków. Zdarza się, że zawodnicy wychodzą poobijani, ale to też jest na porządku dziennym w innych dyscyplinach. Ponadto jest obowiązek noszenia kasku i kombinezonu z homologacją – są to przetestowane rzeczy, które mają dodatkowo chronić zawodnika. Są rękawice, HANS – kołnierz chroniący kręgosłup, i ochraniacz – tzw. żeberka. Wszystko, aby było jeszcze bezpieczniej.
Rodzice Franka są zdania, że nawet jeśli uch syn nie będzie zawodowym rajdowcem, treningi wyjdą mu na dobre. Z prawem jazdy na pewno nie będzie miał problemów…
– W mediach czasem słyszy się o wypadkach na gokartach, ale zazwyczaj nie są to incydenty na prawdziwych torach, ale takich małych placach, gdzieś pod marketami, gdzie często nie są nawet przestrzegane podstawowe zasady bezpieczeństwa, jak upięcie długich włosów pod kask. Trzeba powiedzieć otwarcie, że jeśli dochodzi do wypadków, często jest to z braku rozwagi i to u osób dorosłych – uważa mama Franka.
Podoba się jej, że ściganie się jest wspólną pasją syna i męża. – Choć sama nie jeżdżę, też się w to wciągnęłam i karting stał się naszym sposobem na życie, na rodzinną rozrywkę. To nasza forma spędzania czasu wolnego. Wcześniej nie wiedzieliśmy nawet, że ten sport jest tak emocjonujący. Dla nas gokarty zawsze oznaczały te w hali. Odkąd pojechaliśmy na zawody na torach otwartych, zobaczyliśmy nowe oblicze kartingu. Nawet mój mąż uwielbiający formułę 1 mówi, że tu się dzieje więcej.
Zaangażowanie rodzinne
– Jeżdżę na treningi do Tarnowa w każdy wtorek, a często jeszcze w soboty. Największymi moimi kibicami są rodzice. Starają się jeździć oboje ze mną na zawody i treningi, a jak nie mogą oboje, to zawsze jest jedno z nich – opowiada Franek.
Jego mama przyznaje, że czasem wspólny wyjazd jest trudny logistycznie, ale mimo to dość często im się udaje. – Kiedy zawody odbywają się w weekend wyjeżdżamy na 3-4 dni , bo czwartek-piątek syn jeszcze trenuje. To czas, kiedy angażuje się cała nasza rodzina. Mąż musi wziąć urlop. Najczęściej dziadek przyjeżdża do naszych psów, bo samych zwierzaków nie można zostawić w domu, a ciocie i wujkowie kibicują Frankowi przed komputerem, oglądając zawody na żywo. Babcia i dziadek też są na bieżąco. W przerwach czasem dzwonią dopytując się o szczegóły, albo jak jest mała kolizja, czy wszystko w porządku. Gdy jedziemy na jeden dzień, aby syn mógł poćwiczyć na torze otwartym, wsiadamy do auta ok. 3 w nocy, Franek przesypia drogę, aby od rana jeździć nawet 8 godzin. W czasie jednego dnia potrafi przejechać 200 km na torze. Najchętniej nie wysiadałby z gokarta, tylko jeździł w kółko, żeby uzyskiwać lepsze czasy, ale trzeba pilnować, zwłaszcza jak jest gorąco, aby się odpowiednio nawadniał, aby się nie przegrzał, więc go ściągamy z toru na obowiązkowe przerwy. Często mu się to nie podoba – śmieje się pani Jadzia.
Sezon na otwartych torach zaczyna się w kwietniu i kończy we wrześniu. Często cała rodzina ma zajęte wszystkie weekendy w miesiącu. – Jeździmy po całej Polsce, najczęściej wyjeżdżamy do Zielonej Góry, do Poznania, Radomia i Bydgoszczy. Zdarzało się, że nasze wakacje to były treningi połączone z noclegiem w namiocie, razem z gokartem.
Ale nie tylko rodzina jest zaangażowana w wyjazdy Franka na zawody. Od kiedy chłopiec jeździ na torach otwartych, musi mieć swój gokart, a co za tym idzie też mechanika, który go obsługuje. W ekipie wyjazdowej na zawody jest też trener i pozostali zawodnicy z klubu.
Nie tylko gokarty
Karting to nie jedyny sport jaki uprawia Franek. Równolegle trenuje teakwondo w Gdowie. Na zajęcia chodzi 2 razy w tygodniu. Jak śmieją się razem z mamą mają szalone wtorki, bo prosto z treningu sztuk walki jedzie do Tarnowa pościgać się na hali. W zimie jeździ na nartach, a wiosną i latem chętnie wsiada na rower. Do tego dochodzą ćwiczenia w domu, przede wszystkim to co jest potrzebne, aby mógł uniknąć kontuzji jako kierowca. Ćwiczy ręce i dłonie, a także wzmacnia mięśnie karku i placów, aby przeciążenia jakie występują podczas szybkiej jazdy, nie odbiły się negatywnie na jego zdrowiu.
Szkoła życia
Pasja, zaangażowanie i wytrwałość, a także radość z tego co robi zaprowadziły Fraka na kolejne miejsca na podium. W kartingowych Mistrzostwach Małopolski i XIV Kartingowych Mistrzostwach Tarnowa (obie imprezy pod patronatem Ministerstwa Sportu i PZM) zdobył następujące tytuły: Indywidualny Kartingowy Mistrz Małopolski 2016 w kategorii Mini, Drużynowy wicemistrz Małopolski Szkół Podstawowych i Gimnazjów, oraz XIV Mistrz Tarnowa. Sukcesy Franka zostały zauważone przez Małopolski PZM, dlatego został powołany jako najmłodszy zawodnik do kadry Małopolski w sporcie kartingowym na rok 2017.
„Tak naprawdę ta wielka pasja, chęć współzawodnictwa rozwinęła się u syna w ciągu ostatniego roku. Zobaczyliśmy z mężem, jak budzi się w nim prawdziwy sportowiec. Czasem nas zadziwia swoją dojrzałością, np. tym, że potrafi w mądry sposób stawiać sobie kolejne cele, trudne do osiągnięcia, ale realne. Raz wyznaczył sobie, że stanie na podium, nie określając miejsca – udało się, wtedy wygrał. Innym razem za wszelką cenę chciał obniżyć czas przejazdu za okrążenie. Długo ćwiczył, ale i ten cel osiągnął. Widzę, jaką pasją stały się dla niego gokarty, potrafi o nich śnić, rozmawiać godzinami, analizować swoje przejazdy w myślach po kilka razy. I choć ma dopiero 9 lat, i nie zna wszystkich fachowych określeń, świetnie odnajduje się w świecie dorosłych, potrafi np. mechanikowi powiedzieć, co chce uzyskać w gokarcie, przy jakim ustawieniu maszyny jest lepiej mu jechać. To dla rodziców bardzo budujące patrzeć, jak syn sobie radzi ze wszystkimi trudnościami na jakie natrafia. To taka szkoła życia dla niego.”- mówi Pani Jadwiga.
Marzy o mistrzostwie
Powoli sportowe marzenia Franka się spełniają. Osiągnięte tytuły, coraz lepsze czasy przejazdów dają mu podstawę do stawiania sobie większych, bardziej ambitnych celów. „Chciałbym być teraz mistrzem Polski na torze otwartym, jak mój trener. To moje największe marzenie w tym momencie” – mówi. Franek ma już swój gokart oraz konieczne wyposażenie, które czekają, aby zamieścić na nich logo sponsora, który zdecyduje się wesprzeć rozwój talentu młodego kierowcy.
Franek mimo młodego wieku już wie, jaki zawód chciałaby w przyszłości uprawiać. Chce być kierowcą rajdowym. Czy mu się uda? Tego nie nikt nie wie, ale życzymy mu z całego serca, aby dążył do celu, a my będziemy przyglądać się z zaciśniętymi kciukami jego postępom.
Iwona Warchał
zdj.: Kamil Zyznar; TTSK K-Team; archiwum prywatne Franka