Czarnogóra – wspomnienia i praktyczne porady pani Klaudii z Krakuszowic

Tydzień temu, rozpoczęliśmy nasz nowy wakacyjny cykl, w którym czytelnicy polecają czytelnikom, gdzie pojechać na wymarzony urlop. W tym tygodniu pani Klaudia z Krakuszowic poleca Czarnogórę, a w drodze powrotnej Chorwację. Zachęcamy do przeczytania wspomnień, wrażeń i praktycznych porad naszej czytelniczki. 

W tym roku na wakacyjny wyjazd wybraliśmy Czarnogórę, która nas rozkochała w sobie i do której na pewno wrócimy! Rok szkolny się kończył a my już się pakowaliśmy nauczeni doświadczeniem, że najlepiej jechać tam tuż przed rozpoczęciem szczytu sezonu, który zaczyna się na Bałkanach gdzieś od 10 lipca.

Wyruszyliśmy 24 czerwca, ok. 6 rano, grupą 14-sto osobową, 3 rodziny, w tym 7 dorosłych i 7 dzieci (w wieku od niespełna 4 do 16 lat). Wybieramy się przez Chyżne i omijamy kawałek może 20 kilometrowy płatnej autostrady na Słowacji jadąc praktycznie wzdłuż niej. Wystarczy w mapach google zaznaczyć: „omijaj płatne drogi” i oszczędzamy trochę pieniędzy, czasu niewiele tracąc. Na Węgry jeszcze w domu zakupujemy e-winietę 30 dniową za ok 70 zł, bo wiemy, że chcemy tędy wracać.

Już w południe jesteśmy na znanym nam Camping Haller  w centrum Budapesztu. Szybkie rozbicie namiotów, ekspresowa chińszczyzna i jesteśmy gotowi na zwiedzanie. Spacer ok 300m do metra, zakup biletów w automacie w języku węgierskim!(opłaca się kupić karnet 10 biletów za 3000 HUF), to był ubaw, ale udało się choć nie do końca, bo kontrolerzy przy wychodzeniu z metra (tam nie ma niespodziewanych kontroli, panowie stoją zawsze gdy się do metra wchodzi i czasem gdy się wychodzi) doczepili się do części naszej grupy. Okazało się, że 11 bilet to nie był bilet tylko odcinek karnetu, ale panowie kontrolerzy byli łaskawi, skasowali nam 1 prawdziwy bilet i już, po krzyku.  🙂        

5 przystanków i jesteśmy w centrum niedaleko Budapeszt Eye. Spacer do Pesztu pięknym mostem na Dunaju. Widok na piękny budynek Parlamentu, wzgórze zamkowe oblężone przez młode pary (naliczyliśmy 4 śluby) i pięknie ubranych gości weselnych. Budapeszt jest piękny, ale my mamy inny cel. Dlatego na ok 21 wracamy na nasze pole, żeby się wyspać, bo następny przystanek w Czarnogórze w kanionie Tary.

Przejeżdżamy przez Serbię, która wydaje nam się strasznie zaniedbana. Tutaj też tankujemy. Z duszą na ramieniu przekraczamy granicę z Czarnogórą, bo na dwa dni przed wyjazdem doczytaliśmy, że Ministerstwo Spraw Zagranicznych zaleca zabrać dzieciom paszporty z uwagi na różne praktyki Służb Granicznych Czarnogóry. My paszportów nie mieliśmy, ale ufff udało się, przejechaliśmy na dowody.

Na nasz nocleg docieramy ok. 18 tej, ale mamy wynajęte 2 bungalowy w Majkovic w Eko Oaza-Tear of Europe. Nocleg w pięknym miejscu, domki drewniane czyste i śliczne! Wokół góry całe w chmurach, które chwilami rozsuwają się jak zasłony. Płacimy za naszą grupę 130 euro (w tym wliczono 14 piw 🙂 )  Można tam też dużo taniej rozbić namiot chociaż w Internecie nie znaleźliśmy takiej informacji.

Rano wracamy na sławny most na Tarze, gdzie odważniejsza część naszej grupy zjechała na tyrolce. Wszyscy byli zachwyceni. 🙂 Cena 10 euro od osoby. Warto!!! Kanion Tary jest piękny, woda w rzece jest turkusowa. Wrócimy tam kiedyś na spływ. 🙂

Ale teraz dalsza podróż. Pogoda tutaj nam trochę psuje plany, bo mieliśmy jeszcze tego dnia w górach Durmitoru wejść na Putas, ale akurat tam padało więc odpuściliśmy i wcześniej powitaliśmy Adriatyk.Jadąc przez Czarnogórę czujemy się jakbyśmy jechali w Tatrach przez Dolinę Kościeliską. Widoki są piękne i jedzie się cudownie. Nie ma monotonii, drogi są względne(na pewno w dużo lepszym stanie niż np. w Apulii we Włoszech) a chyba jedyną opłatę uiszczaliśmy przejeżdżając przez tunel 4500m ok. 5 euro.

Już w Polsce wiedzieliśmy, że będziemy gośćmi Auto Camp Maslina zobacz tutaj  blisko, do restauracji blisko, Wi-Fi, które hulało – ideał! Po podliczeniu 3,5 Euro za osobę dorosłą, 1,5 Euro za dziecko (za najmłodsze 0 euro) 3,5 Euro za auto (za busa chyba 6 euro) i 3 euro za namiot wyszło od naszej grupy 51,5 Euro i  pan nam opuścił na 50 euro za noc za nasza grupę. I tak było, wieczór przed wyjazdem rozliczyliśmy się za 8 nocy 400 Euro a rano, gdy wyjeżdżaliśmy dostaliśmy w prezencie litrową butelkę trunku mandarynkowego ok. 40. 🙂

Kamping blisko Petrovac na Moru dokąd dwa razy wybraliśmy się pieszo promenadą. Raz z takiego spaceru wróciliśmy  taxówką wodną za 30 euro (12 osób) o zachodzie słońca. 🙂  W Petrovacu kupowaliśmy pipuny (melony) za ok 0,7 euro za kg. i to były najpyszniejsze melony jakie kiedykolwiek jedliśmy:)

A co w ogóle jedliśmy? Początkowo w  pekarze kupowaliśmy pyszne bułki (1,3 Euro) z serem lub mięsem, kawałki pizzy (1,5 Euro)(muszę wspomnieć o lodach w pekarze ,bo niestety nie były dobre :((choć tanie 0,5 E za gałkę) a potem odkryliśmy naszą restaurację…Nie pamiętam nazwy, ale są tam tylko dwie, a ta idąc do sklepu jest po naszej lewej stronie. Jedzenie tam to była przyjemność! Już od pojawienia się kelnera było miło i tak zostało do końca. Przed wyjazdem po ostatnim posiłku pożegnaliśmy się z naszym kelnerem, prawie że czule. 🙂 Ja tam żałowałam że nie mam dwóch żołądków… Zupa z owocami morza za 3 Euro a w talerzu z 15 małych krewetek 2-3 mule i krążki kalmarów…Mniammmmm. Jedliśmy tam różne rzeczy, ale wszystko smaczne. Np. półmisek mięs (grillowany kurczak, wieprzowina i różne kiełbaski itd.w sumie 1 kg.) za 20 euro był nie do zjedzenia dla rodziny 2+3. Za pyszny obiad z napojami płaciliśmy ok 30-35 euro za naszą rodzinkę.

Raz zamówiliśmy sobie dla 3 rodzin 2x tzw. Fische Platte ( 1 półmisek za 24 Euro x 2) i okazało się że fische była jedna na półmisku a reszta to jednak były Frutti di Mare. 🙂 Zatkało nas jak kelner przyniósł dania. :)W rezultacie Ci, którzy się zarzekali, że robali nie będą jeść poza 2 wyjątkami, spróbowali a nawet się najedli. 🙂 Ja oczywiście  byłam w siódmym niebie. 🙂

Mają tam też pizze, ale trzeba poprosić o kartę z pizzami. Nasze nastolatki głownie to zamawiały. Aha i nie wszystko z karty dań było dostępne codziennie. Podsumowując, kiedy rozliczałam z właścicielem kampingu nasz pobyt, pochwaliłam tą restaurację, że pyszne jedzenie  a on mi na to odpowiedział „wiem, jem tam codziennie od lat”. 🙂

W Czarnogórze porozumiemy się po angielsku, ale nasz język jest zrozumiały dla miejscowych. 🙂 Pole jest położone geograficznie w takim miejscu, że jest blisko do wszystkich miast, które były do zwiedzenia w naszych planach. I tak do popołudnia plażowaliśmy a wczesnymi wieczorami wyruszaliśmy oglądać Czarnogórskie miasta. Zwiedziliśmy Kotor, Stary Bar, Ulcinj i Petrovac na Moru (2 razy pieszo) i jeden cały dzień poświęciliśmy na kanion rzeki Mrtvica (niestety słabo oznaczony szlak i na tyle stromy, że musieliśmy po około godzinie zawrócić).  Mnie najbardziej urzekł Kotor, ale część grupy wskazałaby Stary Bar. Trzeba pojechać i samemu wybrać. 🙂

Wszystkie informacje o zwiedzanych obiektach czerpaliśmy z „Czarnogóra Travelbook”, wydanego przez Bezdroża. I to był bardzo fajny przewodnik!

Warto zaopatrzyć się tam w kartę Telenor  Tourist package za 5 Euro. Kartę kupiłam w zwykłym markecie gdzie od razu nastąpiła rejestracja (należy okazać dowód osobisty pracownik fotografuje i wysyła do rejestracji). Niestety nie mogłam od razu korzystać, bo należało jeszcze dodać tą sieć w swoim telefonie (pracownicy sklepu mi bardzo pomogli a wręcz zajęli się tym za mnie, trwało to wszystko jakieś 20 minut.) Konfiguracja jest krok po kroku opisana w książeczce, którą się dostaje z kartą. Potem już korzystałam z Internetu do końca pobytu bez żadnych problemów ani dodatkowych opłat.

Po 8 dniach i 8 nocach nadeszła pora na powrót. Cześć z nas nigdy nie była w Dubrowniku więc tamtędy przebiegała nasza trasa. Postanowiliśmy nocować w Trsteno (ok. 40 minut jazdy z Dubrownika ), miejsce, które nas urzekło w innej podróży. Tutaj np. w Arboretum była kręcona część scen serialu Game of Thrones. Polecam, bo nocleg  jak na Chorwację tez niedrogi 140 kun za 1 rodzinę. Dotarliśmy tutaj na tyle wcześnie, że po rozbiciu namiotów pojechaliśmy jeszcze na znaną nam wcześniej piękną plażę zobacz tutaj A wieczorem piękny Dubrownik. Tutaj kolejna praktyczna informacja. Parkingi w Dubrowniku są koszmarnie drogie!!! My kiedyś i teraz parkowaliśmy za darmo i szliśmy spacerkiem ok. 15 minut do murów taką oto drogą zobacz tutaj Wraca się niestety gorzej i dłużej, bo pod górkę, ale kuny w kieszeni się cieszą i my też. 🙂 Tym co jeszcze nie widzieli Dubrownik bardzo się spodobał. 🙂 Tym co już widzieli utwierdziło się przekonanie, że to piękne miasto. 🙂

Następnego dnia chcieliśmy jak najszybciej dotrzeć w okolice Zadaru gdzie poprzez Booking.com zarezerwowaliśmy sobie cały 3 kondygnacyjny dom jako ostatni nocleg (całkowity koszt 145Euro) też w pobliżu plaży. Po rozpakowaniu zdążyliśmy jeszcze pójść na pobliską plażę, niestety taką sobie, bo betonową, ale nie dla plaży tutaj byliśmy tylko dla Zadaru, więc wieczorem jedziemy zwiedzać. Zadar…Po raz pierwszy w życiu wyszłam z uliczki na coś jakby rynek i szeptem powiedziałam Woow! Musicie to zobaczyć!  Ale najbardziej zapamiętam Morskie Organy i Pozdrowienie Słońca. Genialnie to wymyślił Nikola Bašić.  My mieliśmy to szczęście, że po pewnym czasie przepływała motorówka i organy zmieniły ton na wyższy i głośniejszy.

I tu się kończy nasza wakacyjna wyprawa fajnym akcentem, bo spotkaliśmy tuż przed zachodem słońca naszych znajomych z Gdowa, którzy podróżowali z wnuczką. Żeby było jeszcze ciekawiej okazało się, że zaparkowali na tym samym, darmowym parkingu w okolicach Placu 5 studni przy ul. Ravnice gdzie się rozstaliśmy i gdzie polecam parkowanie. 🙂

 Nasza podróż trwała od 24 czerwca do 6 lipca, wydaliśmy trochę poniżej 1000 Euro za naszą rodzinę 2 dorosłych, 14 latka, 12 latek i prawie 4 latek, przejechaliśmy naszą 8 letnią Toyotą Auris około 3000 km. 

fot.: archiwum prywatne

Autor: Redaktor1

Udostępnij post na:

Skip to content